sobota, 27 września 2014

Psiknik, czyli pierwsza wyprawa na Białołękę

Lubię bywać na psich wydarzeniach, uważam bowiem, że socjalizacji i możliwości ćwiczeń w warunkach bojowych nigdy dość, niewiele jednak brakowało, abym z obecności na Psikniku zrezygnowała. Perspektywa odbycia podróży komunikacją miejską na daleką Białołękę była dość odstraszająca. Na szczęście, dzięki uprzejmości B. z bloga Codzienne życie szarego człowieka i M. z Na kanapie siedzi pies mogłam cieszyć się eventem i uniknąć korzystania z usług warszawskiego ZTM. Dzięki!

Na wydarzenie organizowane przez Merdu-Merdu, Psią Edukację, Pies moją miłością i Tasia's Little Corner przybyliśmy punktualnie o 12 - chcieliśmy zobaczyć zapowiadany pokaz agility w wykonaniu Psów w akcji, a następnie spróbować swoich sił w starciu z przeszkodami. Na placu wprawdzie nie było jeszcze zbyt wielu gości - zarówno tych czworonożnych, jak i dwunożnych - jednak mimo to teren opanowany był przez organizacyjny chaos. Pokaz zaplanowany na 12.15 najprawdopodobniej nie odbył się. Zostaliśmy poproszeni o opuszczenie toru i przez chwilę trwała na nim rozgrzewka, ale najwyraźniej nic z niej nie wynikło, a na tor wrócili goście Psikniku i ich pupile, których przebywało z każdą chwilą. Wkrótce zrobił się spory tłok, a podekscytowanie psów, które spacerowały na smyczach sięgnęło zenitu. W tym czasie grzecznie staliśmy tuż przy ogrodzeniu, aby nie zajmować przeszkód profesjonalistom, w końcu jednak doszłam do wniosku, że nie ma na co czekać i wraz z T. ruszyłyśmy obejrzeć sobie plac.

Z utęsknieniem czekałam, aż ktoś ogłosi, że przyszedł czas na spuszczenie psów ze smyczy i swobodną zabawę, ale tak się nie stało. T., dla której wyprawa na Psiknik była pierwszym spacerem tego dnia, była bardzo podekscytowana i ewidentnie potrzebowała możliwości zużycia zgromadzonych przez noc zapasów energii, więc zajęłyśmy się eksploracją terenu i ćwiczeniami na przeszkodach. Wszystkie zabawy odbywały się na smyczy, nikt bowiem nie wspomniał o możliwości zwolnienia z niej psa. Może to i dobrze: teren nie był wyposażony w bezpieczne wejście ze śluzą, a pod bramą z łatwością mógłby prześliznąć się nawet średnich rozmiarów pies.
Urocza psia babcia ze swoją opiekunką, M. W tle B. ze swoim psim dżentelmenem, który dzielnie znosił towarzystwo T. w samochodzie.

W związku z brakiem możliwości wybiegania psa byłam przygotowana na ciężką przeprawę z T., która na moim końcu smyczy miała objawić się głównie bólem ramion, zaś na końcu psa - frustracją i wyrywaniem się do wszystkiego, co tylko się rusza. Jak się okazuje - niepotrzebnie. Mój rudy zwierz bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, najwyraźniej reżim wprowadzony od czasu powrotu z wakacji daje efekty. Owszem, T. chciała witać się ze znajdującymi się na placu ludźmi, a także z niektórymi psami, ale jednocześnie wykazywała się naprawdę dużą chęcią współpracy. Kilkakrotnie odwiedziłyśmy korytarz socjalizacyjny, gdzie pies może chodzić o różnych, niecodziennych nawierzchniach. Bawiłyśmy się na torze agility, skacząc przez przeszkody, chodząc po szałasie i raz po raz wbiegając do tunelu. Mimo tłumu ludzi i psów T. była nieźle skoncentrowana na mnie, nie szarpała za bardzo smyczy, a nawet była w stanie zatrzymać się na samym środku placu, by zrobić małe ćwiczenie z koncentracji oraz przećwiczyć nasz “ulubiony” znak rally-o: leżeć, obejście psa. Tym, co okazało się być całkowicie poza naszym zasięgiem była huśtawka - T., bez względu na to, jakie akurat smakołyki miałam w dłoni odmawiała na nią wejścia. Domyślam się, że wina leży po mojej stronie - najprawdopodobniej nie byłam w stanie pokazać jej dostatecznie jasno, czego oczekuję. Odniosłam też jednak wrażenie, że huśtawka była dla T. po prostu zbyt wąska, jak na pierwsze starcie z tego rodzaju przyrządem. Przypuszczam, że na początek powinnyśmy spróbować huśtawki o szerszej kładce, która nie będzie wymagała od T. takiej precyzji w stawianiu łap.
Piękny skok! T. zachowywała się, jak prawdziwy latający pies.
T. pierwszy raz w życiu mogła wypróbować szałas.
W domu mamy tylko maleńki tunel z Biedronki, więc nie sądziłam, że T. będzie tak swobodnie czuła się w poważnym, dużym tunelu, a tu proszę - wchodziła do niego nawet bez wysyłania.
Przeskakiwanie, a właściwie przechodzenie przez koło okazało się być tak trudne, że...
...w pewnym momencie pies mi się zawiesił!
Na szczęście koncentracja wróciła szybko. Na drugiej połówce kolażu T. wyskakuje po nagrodę.

Z zachowania T. podczas Psikniku mogłam być całkiem zadowolona, a nawet (tak, tak, nie wierzę, że to piszę!) dumna. Szkoda, że tyle samo dobrego nie mogę napisać o organizacji wydarzenia. Mam wrażenie, że organizatorów zdecydowanie przerosła frekwencja i zupełnie nie radzili sobie oni z opanowywaniem psiknikowiczów. Owszem, pojawiały się nieśmiałe próby udostępnienia toru agility Psom w akcji, czy zaganiania gości na zapowiedziane w programie konkursy, jednak ich efekty nie były szczególnie widoczne. Jednocześnie, odnosiłam wrażenie, że w pewnym momencie została przekroczona pojemność placu. Na terenie znajdowało się za dużo ludzi i psów, aby móc pozwolić sobie np. na spokojne pokazanie nie do końca przekonanemu do koncepcji zwierzakowi, że wchodzenie na pochylnie i kładki to jednak może być fajna sprawa. Przy każdym przyrządzie było co najmniej kilka psów i ich przewodników, przez co skorzystać mogły z nich jedynie pewne siebie dwu- i czworonożne jednostki. Chwali się natomiast obdarowanie wszystkich gości bardzo fajnymi smakołykami oraz zapewnienie psom wody do picia - pod ogrodzeniem stały cztery duże, plastikowe miski, z których mógł skorzystać każdy obecny na placu zwierz.

Psiknik opuściliśmy około godziny 14, czułam bowiem, że T. potrzebuje domowego spokoju. W tym samym czasie wyszło również kilka innych psów wraz z ze swoimi przewodnikami, najprawdopodobniej udając się do domów na miskę zasłużonej suchej karmy, można więc mieć nadzieję, że tłum nieco się rozładował, a program ruszył pełną  parą. Akurat, kiedy wychodziliśmy rozpoczynał się zaplanowany na 12.40 konkurs "Najmniejsza i największa łapka".
Jak widać, ludzi i psów nie brakowało.

Organizację Psikniku można by bardzo poprawić, dzięki kilku prostym usprawnieniom. Przede wszystkim, w przypadku kolejnej edycji wskazane byłoby wprowadzenie zapisów na wydarzenie, chociażby drogą mailową. Wiem, że w przypadku tego rodzaju imprez organizatorom zależy na możliwie jak największej frekwencji, jednak w tym wypadku dążenie do zgromadzenia dużej liczby ludzi i psów na wybiegu jest niewskazane. Problemem lokalizacji Psikniku było to, że zmęczony tłumem pies nie mógł odejść na bok - po prostu nie było na to miejsca, bowiem należący do Psiej Edukacji teren otoczony jest prywatnymi posesjami. Chcąc odpocząć od tłumu można było więc jedynie wyjść na ulicę. Uważam, że powinno się wziąć na to poprawkę, ocenić psią pojemność placu i na wydarzenie zaprosić taką liczbę ludzi i psów, aby wszyscy czuli się komfortowo. Druga sprawa to ekscytacja, jaka towarzyszyła większości wchodzących na plac psów. Dużo innych zwierząt, dużo ludzi, nowy teren - wszystko to sprawiło, że czworonogi szarpały smycze, wyrywały się do swoich pobratymców i, ogólnie rzecz ujmując, były męczące dla swoich opiekunów. Aby temu zaradzić, można by w program imprezy wpleść przerwy na swobodne bieganie, eksplorację i zabawę bez smyczy. Pół godziny takiej - łatwej przecież do zapewnienia - atrakcji na dzień dobry sprawiłoby, że z psów zeszłoby trochę pary. Potem właściciele mogliby zapiąć je na smycze i spokojnie, bez konieczności kontrolowania szarpiących się pupili, obejrzeć zaplanowany pokaz. Przydałoby się również nagłośnienie, które umożliwiłoby skuteczne ogłaszanie przerw na bieganie i momentów, kiedy psy powinny być na smyczy.

Wizytę na Psikniku - mimo organizacyjnego chaosu - oceniam pozytywnie. Fakt, że T. była w stanie skoncentrować się w tłumie psów i ludzi oraz wykonywać polecenia, skakać przez przeszkody, a nawet chodzić przy nodze to dla mnie naprawdę ogromna radość. Oczywiście, nie było idealnie, jednak biorąc pod uwagę, że tuż po powrocie z wakacji, a zatem jeszcze kilka tygodni temu musiałam walczyć o każdą sekundę uwagi psa, myślę, że mogę pozwolić sobie na odrobinę samozadowolenia. Cieszy mnie również, że po powrocie do domu T. od razu poszła spać. Wygląda na to, że setera można zmęczyć nie tylko wywożąc go w pole.

23 komentarze:

  1. Cieszę się że mogliśmy pomóc :) Mam nadzieje że to nie ostatni wspólny wypad a nasze pieski naucza się jeździć we dwoje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja raz jeszcze bardzo, bardzo, bardzo dziękuję. Ułatwiliście nam życie milion razy. :)

      Usuń
  2. Pokaz agility się odbył trochę później. Nie z naszej (psy w akcji) winy, my też czekaliśmy na niego od początku z niecierpliwością... był tez konkurs agility dla wszystkich ;)
    Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za informację. Szkoda, że nie miałam okazji zobaczyć Was w akcji, na pewno byliście super. :)

      Usuń
    2. No, byliśmy wkurzeni chaosem organizacyjnym. Ola miała w planie oprócz naszego biegania (które, np. w moim przypadku jeszcze nie jest bezbłędne i superwidowiskowe :P) zrobić pokaz np. "jak uczyć psa robić tunel" itd., chętnie podzielilibyśmy się kilkoma słowami wyjaśnienia o tym co należy robić na początku, jak można rekreacyjnie pobawić się w agility za pomocą tanich hopek i tunelu, czego nie robić... ale organizatorka nie pomyślała o tym i nam było przykro patrzeć jak psy wciągano na huśtawkę albo ustawioną na full kładkę. Ja trenuję 5mies agility i mój pies jeszcze pewnie z pół roku huśtawki pełnej nie zobaczy jak nie z rok, a do palisady przymierzamy się od 3 miesięcy trenując strefówki, póki co Rurka biega po desce położonej na ziemi ;)
      Karolina

      Usuń
    3. Ja właśnie idąc tam miałam nadzieję, że ktoś mądry powie mi, jak porozumiewać się z psem na torze, jak zacząć np. naukę slalomu, etc. Szkoda, że nie udało mi się tego dowiedzieć i podpytać o parę innych rzeczy. Wychodzę natomiast z założenia, że jak robi się coś z psem pierwszy raz/ nie do końca wiadomo, jak oswoić z danym przyrządem, a zwierzak nie chce współpracować to po prostu trzeba odpuścić. :)

      Usuń
    4. Sporo czasu siedzieliśmy pod płotem w oczekiwaniu na następny punkt programu który miał być "już zaraz" :P więc nawet z nudów mogliśmy powiedzieć o slalomie czy hopce lol. Tak, w agility nie można nic forsować, żeby przyjemnośc ze sportu miał i handler i pies. Szybko mozna nauczyć się wbiegać w tunel i pokonywać hopki (najlepiej jak są na ziemi na początku :P), cała reszta przychodzi powoli :) No to zapraszamy na Białołękę na Ołówkową, z Olą można umówić się na indywidualne konsultacje bez problemu ;) (tylko szkoda że plac jest na końcu świata...)
      Karolina

      Usuń
    5. Każdy kto miał jakieś wątpliwości był kierowany do dziewczyn z psy w akcji.. Podobno nikt nie przyszedł.. Może dlatego, że siedziałyście pod płotem ? Czasami wystarczy wyjść do ludzi i zaproponować swoją pomoc..

      Usuń
    6. Zachęcam do przeczytania relacji. Bawiłyśmy się na torze, od momentu, w którym doszłam do wniosku, że pokazu zaplanowanego na 12.15 nie będzie. Tak się jednak składa, że T. po tym, jak została pogryziona, kiedy miała 4 miesiące boi się psów, które na nią szczekają, więc nie bardzo miałam jak podejść ze względu na obecnego tam mocno rozszczekanego pieska. Chciałam, żeby obecność na Psikniku była dla mojego psa super socjalem, a nie stresową bombą.

      Usuń
    7. Sorry to juz nie nasza wina że nikt nie podszedł. my podchodziłyśmy do organizatrorki wiele razy. siedziałyśmy pod płotem bo tak nam było wygodnie. Chyba nie ma w tym nic złego i z natury aspołecznego?
      Organizacja nie była dobra i nie ma co tego ukrywać. Nie zwalajcie na nas winy za złą organizację. My byłyśmy dostępne i gotowe do pomocy i biegania, ja nawet pozytywnie nastawiona :P

      Sorry za szczekającą Rurę. Ciągle nad tym pracuję... W grupie kilku-kilkunastu psów jest już ok przy skupieniu ale jak widać ten event ją przerósł pod tym względem.
      Karolina

      Usuń
    8. Siedziałyście przy płocie obok psów, które rzucały się na inne.. Nie dziwie się ze pani seter nie chciał tam podejść po takiej traumie.. Można było trochę pomóc ogarnąć ludzi szczególnie, że jedna z organizatorek siedziała i piła kawę, jedna prosiła ludzi o odejście z toru a trzeciej w ogóle nie było przez co pokaz ze sztuczkami też sie nie odbył..

      Usuń
    9. Po pierwsze osoby powiązane z taką profesją jaką jest praca z psem , np. na torze Agility powinny znać się na psach i psiej psychice. Jedna z Panien- ta w krótkich szortach od godziny 12 do momentu zakończenia konkursu Agility, wydzierała się na małego rudego pieska, który robił błędy na torze. Sorry, co jak co- ale krzyk to nie jest metoda wychowawcza dla żadnego psa i ta Panna powinna o tym wiedzieć, a nie zniechęcać do siebie ludzi oraz naprzykrzać się małemu stworzeniu. Kompletny brak profesjonalizmu! Natomiast co do reszty 'Psów w akcji"- swoje pieski uczepiły koło płotu, nie pomagały uczestnikom pikniku krzycząc na nich by Ci zabierali swoje psy od ich psów, nie dawały wskazówek i zawieruszały się co chwila na terenie. Przykre, że ktoś kto chce się rozreklamować, wykazuje naprawdę bardzo niski poziom... Na koniec dodam, że nie zapomnę tego krzyczenia na pieska... Wiele osób zwróciło na to uwagę. Trochę wyobraźni i wiedzy, jeśli chce się dawać przykład innym!

      Usuń
    10. Popieram Bohuna - zamiast tonąć w morzu wzajemnych pretensji lepiej zastanowić się co zrobić, aby kolejna edycja Psikniku wypadła dużo, dużo lepiej. :)

      Usuń
  3. Ja ze swoim psem wyszłam po godzinie, pomysł super tylko brakowało trochę organizacji. Mam nadzieję, że za trzecim razem będzie już dobrze (otwarcia również jakoś super nie wspominam, też był chaos organizacyjny)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejmy nadzieję, że rzeczywiście następnym razem będzie lepiej. Myślę, że podstawowym problemem (poza niemożnością zapanowania nad tłumem) jest to, iż w okolicy placu nie ma żadnego skweru, czy kawałka zieleni, na który można by odejść ze zmęczonym zamieszaniem psem i odpocząć - tylko prywatne posesje i ulica.

      Usuń
  4. Ooo, a jak dokładniej wyglądał ten korytarz socjalizacyjny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To taki pas terenu odgrodzony siatką od reszty, na którym znajdują się różne rodzaje podłoża: zaczyna się od chyboczącej się kładki, potem są opony, przywieszone na linkach plastikowe kubki, szyszki, etc. Wszystko to służy zapoznaniu psa z różnymi nawierzchniami.

      Usuń
  5. O, śmiesznie się złożyło, że dzisiaj trafiłam na ten blog... bo właśnie dzisiaj rozmawiałam z Tobą i Moniką od Korso na treningu z Dorotą :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, faktycznie, jak mogłam przeoczyć ten komentarz! Mam nadzieję, że będziesz tu częściej wpadać. :)

      Usuń
  6. Ło matko, ależ tu dyskusja rozgorzała! Jestem w stanie rozumieć sfrustrowanie organizatorów, których frekwencja przerosła, ale po co te anonimowe zarzuty?

    Swoją drogą mieliście niezłą przeprawę przez taki tłum i uważam, że T. i innym grzecznym psiakom należą się głaski. Zdjęcie nr jeden jest fantastyczne! T. w locie - rozwiany fafel i włos, a Ty D. - cóż za zgrabna poza! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. O kurcze, jednak chodziło mi o zdjęcie nr 2, ale M. z Psią Babcią też niczego sobie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi nr 4 podoba się najbardziej - psiak najwdzięczniej na nim wygląda

      Usuń
  8. Ale numer! Właśnie zwiedzałam Waszego bloga, kiedy natrafiłam na ten wpis - i doznałam kolejnego zaskoczenia z Waszej strony. Ja również byłam na tym Psikniku z Azrą, załapałyśmy się nawet na jednym ze zdjęć, jesteśmy po lewej stronie kolażu (ciekawe, czy nas znajdziecie? :D). Zastanawiam się ile razy jeszcze natknęłyśmy się na Was w ostatnim czasie, zanim Was poznałyśmy, nawet nie zdając sobie z tego sprawy... ;)

    OdpowiedzUsuń

Uwagi? Opinie? Chętnie poznam Twoje zdanie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...