Jak mogliście się przekonać podczas lektury dwóch poprzednich wpisów (część o skwerach zajdziecie tutaj, a część o parkach tu) warszawska Wola - chociaż niezwykle zielona, jak na dzielnicę znajdującą się w centrum dużego miasta - to miejsce niezbyt przyjazne dla właścicieli psów. Wprawdzie regulaminy korzystania ze skwerów i parków w większości przypadków nie wykluczają osób, spacerujących w towarzystwie czworonogów, na pewno jednak nie ułatwiają im korzystania z miejskiej zieleni. Zastanówmy się, co można by w tej sprawie zrobić.
Osobiście uważam, że kwestia obecności psów w przestrzeni publicznej oraz ich prawa do korzystania z miejskiej zieleni to sprawa nie tylko właścicieli czworonogów, lecz również urzędników, a także wszystkich innych mieszkańców stolicy, wśród których szczególne miejsce zajmują rodzice z dziećmi. Jednocześnie wyznaję zasadę, że nim zacznie się wymagać od innych, trzeba najpierw wymagać od siebie, a - niestety! - zachowanie wielu psiarzy pozostawia sporo do życzenia. Dlatego, nim więc wyjawię swoje zastrzeżenia względem zachowania urzędników i warszawiaków, trochę ponarzekam na nas samych - właścicieli psów.
***
Bez wątpienia psy oraz ich właściciele są coraz częściej pozbawiani prawa do korzystania z miejskiej zieleni. Czasem na trawniku z dnia na dzień pojawia się tabliczka o zakazie wyprowadzania psów, innym razem miasto decyduje się wybudować niewielki, ogrodzony wybieg, mając nadzieję, że zastąpi on możliwość wejścia z psem na teren ogromnego parku. Co możemy zrobić, aby zapobiec takim sytuacjom? Przykro mi to pisać, sądzę jednak, że powinniśmy zacząć od pokazania innym, że potrafimy szanować wspólną przestrzeń oraz jej użytkowników, a dopiero potem rozpocząć zdecydowaną walkę o swoje prawa.
- Pamiętajmy o tym, aby zawsze, bez względu na to, jaki jest stan trawnika, sprzątać pozostawione przez naszych pupili nieczystości. Woreczki na odchody trzeba zabierać ze sobą na każdy, nawet pięciominutowy, spacer.
- Nie pozwalajmy, aby nasze psy wchodziły na tereny ogrodzonych placów zabaw dla dzieci, czy do piaskownic.
- Poświęćmy czas na szkolenie naszych psów, tak, abyśmy mogli mieć pewność, że mimo iż są spuszczone ze smyczy mamy nad nimi kontrolę. Aby trenować z psem komendy wcale nie trzeba zapisywać się z nim na kosztowne szkolenie - podstaw posłuszeństwa każdy może z powodzeniem nauczyć swojego pupila samodzielnie.
- Odważmy się krytycznie spojrzeć na nasze czworonogi, dostrzegajmy nie tylko ich liczne zalety, ale również problemy. Wiem, że uświadomienie sobie, iż ukochany pupil jest agresywny, czy kompletnie nie reaguje na przywołanie nie jest miłe, ale właśnie od tego zaczyna się praca z psem.
- Jesteśmy odpowiedzialni za nasze psy i ich zachowanie. Oczywiście, staramy się, aby to ostatnie było idealne, ale nawet najwspanialszym psim studentom zdarzają się wpadki. Jeżeli pies do kogoś podbiegnie i nie można go odwołać podejdźmy, weźmy go na smycz i zabierzmy kawałek dalej. Przed odejściem obowiązkowo przeprośmy. Dla kogoś kto boi się psów standardowe “ale on nic nie zrobi” to puste słowa.
- Walczmy o swoje, nie pozwalajmy zepchnąć się na społeczny margines. Bierzmy udział w konsultacjach społecznych, dotyczących rewitalizowanych obiektów zielonych w mieście. Zwracajmy uwagę właścicielom, którzy źle traktują swoje psy, nie sprzątają po nich i ogólnie rzecz ujmując, robią złą prasę całej psiarskiej społeczności. Nie bójmy się również zwracać uwagę niezapsionym, którzy nieodpowiedzialnie zachowują się wobec naszych psów (o tym zjawisku więcej możecie przeczytać tutaj i tu).
***
W największej mierze odpowiedzialni za ograniczające właścicieli psów regulacje i zakazy są urzędnicy: przedstawiciele Rad Dzielnic, administratorzy terenów zielonych, osiedli, a nawet budynków. Niestety, mam wrażenie, że wielu z nich w swojej pracy kwestie psów traktuje po macoszemu, zupełnie się nad nimi nie zastanawiając, a regulaminy korzystania z parków i skwerów tworzone są na zasadzie “kopiuj-wklej”, bez uwzględnienia specyfiki danego miejsca.
- Warszawa to miasto, w którym jest wyjątkowo dużo psów - aby się o tym przekonać, wystarczy rozejrzeć się wokoło. Warto przypomnieć sobie, że za każdym psem stoi człowiek (a czasem kilkoro ludzi!), a zatem potencjalny wyborca i pełnoprawny obywatel miasta, który również chciałby móc korzystać ze wszystkich jego uroków.
- Decydując się na budowę wybiegów dla psów pamiętajcie, proszę, że to obiekty, z których nie każdy czworonóg może skorzystać, dlatego budowa wybiegu w zamian za zamknięcie wstępu do parku to nie do końca dobry pomysł. Wprowadzenie w grupę innych psów znajdującą się na zamkniętym terenie osobnika lękliwego, bądź agresywnego to naprawdę zły pomysł, a przecież takie zwierzaki również muszą wychodzić z domu.
- Kiedy następnym razem będziecie planowali rewitalizację jakiegoś parku, czy skweru, przyjrzyjcie się temu, jak takie obiekty wyglądają w Wielkiej Brytanii. W londyńskich parkach jest miejsce dla wszystkich miłośników miejskiej zieleni, także dla osób z psami. Czworonogi mogą tam biegać swobodnie, jednak w na terenie parków znajdują się specjalne miejsca, w których powinny być prowadzone na smyczach, a także takie, gdzie w ogóle nie mają wstępu. Warto podkreślić, że trawniki ogólnodostępne i bezsmyczowe przeważają pod względem powierzchni. Więcej o Royal Parks i psach można przeczytać tutaj.
- Starajcie się, aby wprowadzane przez Was przepisy nie dzieliły obywateli na grupy, które powinny trzymać się od siebie z daleka (przykładowo, psiarze vs. rodzice z dziećmi). Spróbujcie zaufać członkom lokalnych społeczności i zamiast wprowadzać podziały w regulaminach stawiajcie na wzajemny szacunek dla innych użytkowników publicznej przestrzeni i wspólne dbanie o cenny, zielony teren.
- Nim zasiądziecie do układania regulaminu korzystania z danego obiektu, spróbujcie poznać jego specyfikę i dowiedzieć się od okolicznych mieszkańców, jak dotychczas wyglądało funkcjonowanie tego terenu. Nakładanie na ogromny skwer zakazu spuszczania psów ze smyczy tylko dlatego, że na dalekim krańcu trawnika powstał ogrodzony plac zabaw lub siłownia na świeżym powietrzu jest po prostu krzywdzące.
- Pisząc regulaminy, bierzcie pod uwagę pory roku. Zwróćcie uwagę na to, że właściciele psów to jedni z niewielu mieszkańców miasta, którzy z terenów zielonych korzystają nie tylko w czasie letnich upałów, ale o każdej porze roku, często w “oryginalnych” godzinach. Park, który jest mocno uczęszczany latem, w czasie mrozów może świecić pustkami, może więc warto w okresie jesienno-zimowym udostępnić go ludziom z psami?
- Pamiętajcie, że psy nie kradną sadzonek kwiatów, nie łamią ławek i nie zostawiają na trawnikach rozbitych szklanych butelek. Zrzucanie odpowiedzialności za zniszczenie danego obiektu na czworonogi jest nieco absurdalne.
***
Na koniec, krótki apel do rodziców z dziećmi. Wiem, że jedyne, czego pragniecie to szczęście oraz bezpieczeństwo swoich pociech. Szanuję to i zapewniam, że Wasze dzieci będą bezpieczniejsze, a także lepiej przygotowane na spotkanie z psem, jeżeli wpoicie im oraz pokażecie świecąc przykładem, że kontakt z obcym czworonogiem następuje dopiero po tym, jak jego właściciel wyrazi na to zgodę. Kiedy odmawia, należy tę decyzję uszanować, bo z pewnością ma ku temu powody.
Nie straszcie, proszę, swoich dzieci psami, mówiąc im, że z pewnością zostaną pogryzione. Podkreślajcie za to, że pies to nie zabawka, ale czująca i myśląca istota, a w kontakcie z nią obowiązują szacunek i delikatność. Psa nie można ciągnąć za ogon, czy uszy lub rzucać w niego dla zabawy patykami. Jeżeli na to pozwalacie to, przykro mi to mówić, ale rzeczywiście narażacie swoje dzieci na niebezpieczeństwo ugryzienia. Jeżeli zaś załapaliście się za głowę to wiedzcie, że nie wymyśliłam podanych tu za przykład sytuacji - wszystko jest z życia wzięte.
photo credit: Douglas Brown via photopin cc
Chyba nie pozostaje mi nic dodać :) szczególnie podoba mi się ten pomysł z udostępnieniem parków w okresie jesienno-zimowym, kiedy świecą one pustkami. Szkoda, że psiarze są coraz bardziej spychani na margines, a społeczeństwo traktuje nas jak oszołomów z zachcianką (psem) i najchętniej wysłałoby nas na wieś, żebyśmy swoje psy trzymali najlepiej na swoim ogródku i nie "męczyli" ich w mieście. Mam wrażenie, że jesteśmy zupełnie pomijani przez miasto i urzędników.
OdpowiedzUsuńNiektórzy z nas trochę są oszołomami; przypuszczam, że ja również nie wydaję się zwykłemu człowiekowi do końca normalna, kiedy po raz setny powtarzam "proszę zostawić mojego psa w spokoju". Można jednak mieć bzika na punkcie swojego psa i przy tym nie zawadzać innym użytkownikom przestrzeni publicznej. Osobiście mam alergię na sytuacje w stylu: idę gdzieś, podbiega do mnie ujadający pies, a właściciel zamiast go przywołać, czy ode mnie zabrać od niechcenia mówi "pani się nie boi, on nic nie zrobi". Myślę, że właśnie takie osoby oraz ci, którzy nie sprzątają po swoich psach robią nam, fajnym psiarzom, czarny PR.
UsuńNaprawdę fajnie było by, gdyby miejsca, do których nie można wprowadzać psów były udostępniane psiarzom jesienią i zimą, bo przecież zwykle w tym okresie parki i ogrody świecą pustkami. W tym kontekście szczególnie zabawne wydaje się to, co można przeczytać na stronie Ogrodu Krasińskich, do którego nie wolno wprowadzać psów:
"Na marginesie pragniemy za mieszkańcami wnioskującymi o zakaz wprowadzania psów do ogrodu powtórzyć, że ponad 99% parków, skwerów i ogrodów miejskich dopuszcza wprowadzanie psów, gdzie psy posiada ok. 10% mieszkańców Warszawy. Z kolei 90% mieszkańców nieposiadających psów ma do dyspozycji niespełna 1% powierzchni zieleni wolnej od psów. Ta grupa mieszkańców mając do dyspozycji 1% zieleni czuje się dyskryminowana w prawie do korzystania z zieleni miejskiej, czemu dała wyraz podczas sesji Rady Miasta w dniu 3 lipca 2014 r."
To jest jakiś żart z tym "marginesem" na stronie Ogrodu Krasińskich? Sami siebie kompromitują, żenujące. Chyba będę się biła w pierś za tą nieświadomą dyskryminację ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że jeszcze dwa lata temu Bohun sam był takim podbiegaczem, ale zawsze zachowywał zasady dobrego przywitania: podejście po łuku, zachowanie grzeczności i wysyłanie jasnych sygnałów. Długo zajęło nam oduczenie go tego, a teraz nie chce mu się nawet podbiegać. Ja natomiast zazwyczaj nie zwracam uwagi na podbiegające psy, bo wystarczy jedno spojrzenie Bohuna, żeby zrobiły automatyczny w tył zwrot ;) Jeśli jednak trafi się wychowany egzemplarz, który jest chętny do zabawy, to się cieszę, bo istnieje minimalna szansa, że burek się trochę rozrusza. Jeżeli już natomiast podbiega ujadający pies, to jest to pies wielkości paproszka i żal mi właściciela, że nie potrafi nad nim zapanować, a ja pękam z dumy, że moje cielę nawet nie zwróci uwagi :)
Psy podbiegające do mnie, kiedy jestem z T. na spacerze traktuję zupełnie inaczej. Może nie wyraziłam się dostatecznie jasno, ale wcześniej chodziło mi do psy, które podbiegają do losowych ludzi bez psów - spacerowiczów, biegaczy, etc., którzy niekoniecznie muszą mieć ochotę na kontakt z czworonogiem. Pamiętam, że bardzo otworzył mi oczy komentarz, który mimochodem na jednym ze spacerów rzucił P. Przywołałam wtedy T., która puściła się w naszą stronę galopem (wtedy sucz była już odpowiednio wyrośnięta) na co P. stwierdził: "Wiesz co, gdyby to nie był mój pies to mógłbym się go przestraszyć".
UsuńBardzo fajny wpis, wiele z Twoich uwag od dawna krąży mi po głowie. Mnie na szczęście aż tak to nie dotyka, bo mieszkam w mieście, ale na wsi (kiedyś ta dzielnica była osobną wsią, dopiero potem została włączona w miasto), więc otaczają mnie pola, a i mentalność sąsiadów jest typowo wiejska - mało kto w ogóle psa na spacer wyprowadza - większość biega tylko wieczorem po podwórku :(
OdpowiedzUsuńNatomiast sięgając pamięcią wstecz - do mojego pierwszego psa nie przypominam sobie takich sytuacji jak dziś - psiarze byli traktowani przyjemnie, dzieciaki grzecznie pytały, czy mogą pogłaskać pieska nikt cyrków nie robił...mam wrażenie, że teraz obyczaje zmieniły się na gorsze...
Cóż, mam wrażenie, że po prostu nasze społeczeństwo staje się coraz bardziej roszczeniowe, stąd takie, a nie inne traktowanie psiarzy. Ci ostatni też nie zawsze są mili i nie zawsze zachowują się w sposób rozsądny/ wzbudzający sympatię, niestety. :(
Usuńpodoba mi się też apel do rodzicow - mieszkam teraz w części Krakowa gdzie mieszka wiele młodych rodzi z dziecmi i ciągle na spacerach spotykam malucy. Przerazają mnie, szczerze przerazaja takie ktore biega do Berka i krzyczą "piesek piesek" itp.... dzis miałam taka sytuację. Obiecuje sobie że przy nastepnej takie "okazji" niestety powiem rodzicowi czym to grozi. Fajnie ze dziecko się nie boi ale.... to nie tak powinno wyglądać :/.
OdpowiedzUsuńKiedys pisalam na blogu, że posiadanie psa jest postrzegane w Polsce jako zachcianka a nie prawo, wiec inni nie czują się w obowiązku okazywać nam, wlascicielom psow, szacunku. Minie jeszcze duzo czasu az to sie zmieni. Niestety :(
ważne jest też, aby psiarz psiarza upominał- u nas na osiedlu czy w paku nikt się nie czepia biegających luzem psów, ale psiarze bardzo się pilnują- trzymając psy z dala od ludzi i dzieci, sprzątając po nich, trzymając je na polankach daleko od placów zabaw czy dróg rowerowych. A odstających od normy upominamy ile się da (były też kłótnie ze starszymi paniami, które nie mogły się schylić, żeby posprzątać po swoim psie…)- dopóki my nie przeszkadzamy "bezpsowym", dopóty oni nie będą chcieli przeszkadzać nam :)
OdpowiedzUsuńTakie tylko ode mnie krótko - tabliczki z zakazami to w ogóle wielka ściema. Priorytet ma ustawa miasta lub gminy o sposobie wyprowadzania psów. Tam powinny być dokładne dane odnośnie tego, gdzie można psa wyprowadzić, a gdzie nie wolno.
OdpowiedzUsuńPrywatnie stawiane tabliczki przy spółdzielniach lub parkach to idiotyzm. Wkroczenie na taki teren z psem nie może powodować mandatu - o ile jednocześnie miejsce to nie jest objęte zakazem z ustawy.
Przykład u nas: jest plac zabaw i okoliczny park. Zgodnie z ustawą naszego miasta, na placach zabaw zabrania się wyprowadzania psów. Jednak ktoś ''sprytny'' postawił tabliczki i na parku. Na terenach zielonych wolno, więc to takie cwaniactwo typowe.
Dzięki za tę uwagę, będę o tym pamiętać. To świetny argument w razie spotkania się z ewentualnymi pretensjami.
Usuń