T. nie przepada za podróżami samochodem, szczególnie tymi długimi, jednak od tej reguły jest jeden wyjątek. Auto mojego brata ruda traktuje niemalże, jak członka rodziny, któremu należy radosne, rozmerdane powitanie. Wcale mnie to nie dziwi. Zawsze bowiem, kiedy jesteśmy w Krakowie T. tym właśnie pojazdem jest wożona na spacery. I to nie byle jakie, tylko - po prostu - najlepsze. Tak było również w grudniu, kiedy odwiedziłyśmy Kraków z okazji świąt Bożego Narodzenia.
T. bardzo ucieszyła się z zabawki i zapasu pasztetu, które znalazła pod choinką w Wigilię, dla setera jednak żaden materialny prezent nie może równać się z dobrym spacerem, dlatego w pierwszy dzień świąt pojechaliśmy do Zesławic, gdzie ruda mogła szaleć do woli.
Obok schodków są zasłonięte trawą i trzcinami dziury. Pies, który w nie wpadnie może mieć problem z wydostaniem się. |
Zesławickie pola. |
Zesławice to nie park z wytyczonymi alejkami. Na taką wyprawę trzeba się odpowiednio ubrać. |
Zesławice to część krakowskiej dzielnicy Wzgórza Krzesławickie. Niegdyś niewielka wieś; w obręb miasta została włączona dopiero w 1951 roku i chociaż od tego momentu minęło ponad 60 lat wciąż nie czuć tam wielkomiejskiej atmosfery - przeciwnie. Zesławice to przede wszystkim rozległe pola, należące do okolicznych gospodarstw oraz Zalew Zesławicki, będący z jednej strony rezerwuarem wody pitnej, z drugiej natomiast łowiskiem, z którego korzystają tamtejsi wędkarze.
Do Zesławic można dostać się zarówno samochodem, jak i komunikacją miejską (autobusy: 122, 422), droga jest jednak dość długa, bowiem centrum miasta dzieli od Zalewu Zesławickiego około 12 kilometrów. Stąd, autobus to opcja tylko dla naprawdę wytrwałych. Samochód natomiast sprawdzi się doskonale, szczególnie, że tuż obok zalewu znajduje się niewielki parking, oddzielający zbiornik wodny i przylegające do niego pola od jedynej w okolicy ruchliwej drogi.
Nadmiar atrakcji sprawił, że prawie zastała nas noc. |
Serce Zesławic stanowią zbiorniki wodne, więc opiekunowie, którzy nie lubią, gdy ich czworonożni podopieczni wracając przemoczeni ze spacerów powinni to miejsce omijać szerokim łukiem. Pozostali będą się tam świetnie bawić, jednak należy pamiętać o tym, że w pogodne dni trzeba uważać na wędkarzy rozkładających się ze swoim sprzętem w nabrzeżnych zatoczkach. Psy mogą się tu kąpać, buszować w rozległych szuwarach, wystawiając wodne ptactwo lub biegać po polach. Warto podkreślić, że kaczek i innych ptaków, bytujących w pobliżu stawów i zbiorników wodnych jest tam naprawdę wiele, więc nie są to tereny spacerowe nadające się dla każdego psa bez wyjątku. Zesławice to jedno z takich miejsc, które jedni uznają za spacerowy raj, inni natomiast będą woleli omijać szerokim łukiem.
T. bawiła się tam doskonale, szczególnie, że był to dla niej pierwszy spacer po cieczce w tak atrakcyjnym dla niej miejscu. Oczywiście, nie było się bez kąpieli i kilku prób polowania. To ostatnie sprawiło, że spacer w Zesławicach był doskonałą okazją do przećwiczenia przywołania w warunkach bojowych, to znaczy w nowym, niezwykle dla psa atrakcyjnym terenie. O tym, że podczas wakacji zepsuło się nam przywołanie mogliście przeczytać na początku września: T., jak Pańcine Załamanie Nerwowe. Uważam, że to najważniejsza komenda, którą powinien znać każdy pies, dlatego od tamtego czasu nieustannie ćwiczymy przychodzenie na komendę słowną. Podczas spaceru warszawskich Arislandów, który odbył się jakiś czas temu T. popisała się stuprocentowym przywołaniem. Z jednej strony byłam z niej bardzo dumna, z drugiej natomiast nie powinno mnie to dziwić - spacer odbywał się na Polu Mokotowskim, które T. doskonale zna, nie jest to zatem tak atrakcyjne miejsce, aby dla węszenia czy zabawy z psami zrezygnować z pysznego pasztetu. Jak się pewnie domyślacie, nad Zalewem Zesławickim przywołanie nie działało równie dobrze, co w warszawskim parku. Mimo to, myślę, że mogę być zadowolona. T. bez oporów meldowała się na komendę słowną, chętna, aby odebrać swoją dawkę pasztetu. Niestety, raz biegnąc w moim kierunku skręciła w stronę wody, najpewniej chcąc pogonić kaczkę, której ja nie zauważyłam. Nieco później, aby oderwać ją od polowania w płytkiej wodzie musiałam użyć gwizdka - chmary wodnego ptactwa kąpiące się tuż obok drogi, którą szliśmy to było jednak zbyt wiele.
Wszystkie opisane wyżej atrakcje występowały wokół Zalewu Zesławickiego, który w ramach spaceru obeszliśmy dookoła. Zajęło nam to około 40 minut - potem załadowaliśmy mokrego psa do samochodu, gdzie mógł zawinąć się w ciepły psi koc i drzemać do czasu powrotu do domu.
T. bawiła się tam doskonale, szczególnie, że był to dla niej pierwszy spacer po cieczce w tak atrakcyjnym dla niej miejscu. Oczywiście, nie było się bez kąpieli i kilku prób polowania. To ostatnie sprawiło, że spacer w Zesławicach był doskonałą okazją do przećwiczenia przywołania w warunkach bojowych, to znaczy w nowym, niezwykle dla psa atrakcyjnym terenie. O tym, że podczas wakacji zepsuło się nam przywołanie mogliście przeczytać na początku września: T., jak Pańcine Załamanie Nerwowe. Uważam, że to najważniejsza komenda, którą powinien znać każdy pies, dlatego od tamtego czasu nieustannie ćwiczymy przychodzenie na komendę słowną. Podczas spaceru warszawskich Arislandów, który odbył się jakiś czas temu T. popisała się stuprocentowym przywołaniem. Z jednej strony byłam z niej bardzo dumna, z drugiej natomiast nie powinno mnie to dziwić - spacer odbywał się na Polu Mokotowskim, które T. doskonale zna, nie jest to zatem tak atrakcyjne miejsce, aby dla węszenia czy zabawy z psami zrezygnować z pysznego pasztetu. Jak się pewnie domyślacie, nad Zalewem Zesławickim przywołanie nie działało równie dobrze, co w warszawskim parku. Mimo to, myślę, że mogę być zadowolona. T. bez oporów meldowała się na komendę słowną, chętna, aby odebrać swoją dawkę pasztetu. Niestety, raz biegnąc w moim kierunku skręciła w stronę wody, najpewniej chcąc pogonić kaczkę, której ja nie zauważyłam. Nieco później, aby oderwać ją od polowania w płytkiej wodzie musiałam użyć gwizdka - chmary wodnego ptactwa kąpiące się tuż obok drogi, którą szliśmy to było jednak zbyt wiele.
Wszystkie opisane wyżej atrakcje występowały wokół Zalewu Zesławickiego, który w ramach spaceru obeszliśmy dookoła. Zajęło nam to około 40 minut - potem załadowaliśmy mokrego psa do samochodu, gdzie mógł zawinąć się w ciepły psi koc i drzemać do czasu powrotu do domu.
Widzę, że macie ciekawe spacerki :D
OdpowiedzUsuńNormalnie trudno pomyśleć, że my mamy "tylko" godzinkę do Zasławic :)
Pozdrawiamy Milena&Carmen
http://kudlatesprawy.blogspot.com/
W takim razie korzystaj, zwłaszcza teraz, kiedy pogoda nie sprzyja wędkarzom. Wierz mi, nie ma nic gorszego, niż pies z impetem małego czołgu wpadający w rozłożone na brzegu wędki. ;)
UsuńT. na pewno była przeszczęśliwa :) Ten gif z Pańcia! ...? Jest super <3 Dobrze, że T. umie się odwoływać, a że raz się nie udało, no to nic strasznego ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie ten raz to dużo. Niestety, to nie jest BC, czy inny (proszę o wybaczenie przewodników wszystkich owczarków!) łatwy owczarek, ale seter, który ucieczki i lekceważenie przywołania ma niejako wpisane w charakterystykę rasy. W związku z tym, trochę mnie to martwi. Z drugiej jednak strony warunki były naprawdę ekstremalne (tyle kaczek!), więc chyba można wybaczyć. ;)
UsuńŚwietna wycieczka :) My niestety chyba nigdy tam nie pojedziemy (drugi koniec Polski), ale podobnych miejsc poszukamy w okolicy. Widać od razu, że T. jest szczęśliwa i wyszalana.
OdpowiedzUsuńJa z kolei bardzo zazdroszczę Ci bliskości morza i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się zabrać T. na spacer po plaży. :)
UsuńMój pierwszy pies Maksiu miał takie akcje, że jak np. wracałam ze szkoły i widziałam go w oddali spacerującego z rodzicami, to wołałam go, ten biegł co sił w nogach w moją stronę, kiedy 5 metrów przede mną nagle odbijał w prawo lub lewo, bo krzaczek trzeba powąchać :) świetna miejscówka, T. kocha być mokra przy niskiej temperaturze chyba tak samo jak Bohun :)
OdpowiedzUsuńT. w ogóle odkąd polubiła wodę nie ma żadnych oporów przed wytaplaniem się w dowolnym zbiorniku, bez względu na porę roku. ;) A skoro Bohun postępuje tak samo, to pamiętajcie, żeby odwiedzić Zesławice, jeżeli kiedyś będzie w Krakowie. :)
UsuńNa pewno kiedyś odwiedzimy Kraków i koniecznie zobaczymy te Zesławice. Na razie koniecznie chcemy wybrać się z Bohunem do Warszawy :)
Usuńmatko jak ona wygląda… Błotny Potwór :p
OdpowiedzUsuńZostałaś przeze mnie nominowana to zabawy: http://giro-bc.blogspot.com/2015/01/witajcie-w-nowym-roku-na-dobry-jego.html
My mówimy: Potwór z Bagien ;)
UsuńDzięki za nominację, a szczególnie za dobre słowo o blogu. To bardzo miłe! :)
Cudowna wycieczka i spacer. Widać, że T. była bardzo szczęśliwa na wyjeździe. Świetne gify :).
OdpowiedzUsuńH&F
http://jaimojaspanielka.blogspot.com/
Dziękuję, brawa za gify należą się, oczywiście, P.
UsuńHahahha jaki boski gif z przywołaniem! <3
OdpowiedzUsuńObuwie dało radę? Ja na takie wypady tylko moje siedmioletnie trekingi albo śniegowce-co-ściągają-skarpetki-co-doprowadza-mnie-do-szewskiej-pasji :)
Patrząc na T. widzę dalekie pokrewieństwo z ozikami - to też takie knury błotne są ! :)
PS.Jeśli będziesz miała ochotę dałam się namówić na zabawę w złote myśli blogowe - tutaj też zaproponowałam i Ciebie :)
http://www.myheartchakra.blogspot.com/2015/01/punkt-odniesienia.html#more
Obuwie musiało dać radę, bo w dużym skrócie innego nie mogłam założyć. Oczywiście, wolałabym trepy, ale cóż zrobić. Na szczęście, było dość ciepło, prawie 10 stopni, więc dało się przeżyć, a nieprzemakalność jest mocną stroną tych kozaków.
OdpowiedzUsuńBaloo jako potwór z bagien musi wyglądać strasznie - w końcu ma całkiem sporo bieli, a Ru...!
Dzięki za nominację. Postaram się na wszystkie odpowiedzieć jakoś w przyszłym tygodniu. :)