Chyba każdy, komu przyszło mieszkać z psem w wielkim mieście ma czasem ochotę spakować manatki, chwycić w dłoń smycz i czym prędzej wyemigrować na wieś, gdzie życie jest prostsze, przestrzeni więcej, a trawa z pewnością ma bardziej soczysty kolor od tej rosnącej w najbliższym parku. Bywa, że wielkomiejski pies i jego człowiek nie mają lekko - to prawda, a przecież, aby poprawić ich byt wystarczyłoby kilka prostych udogodnień.
Pomnik psa w Toruniu. |
***
1. Infrastruktura ułatwiająca sprzątanie po psie
Nikt nie lubi stąpać po trawniku, niczym po polu minowym. Wbrew pozorom, właściciele psów również nie uważają takiej aktywności za przyjemną rozrywkę. Mimo to w miastach wiele jest parków, skwerów i trawników, na których więcej znajdziemy miękkich kamieni niż trawy. Z czego to wynika? Czasem ze zwykłego lenistwa. Innym razem ze źle pojętej godności, która zabrania się schylić, aby pozbierać nieczystość pozostawioną przez czworonożnego przyjaciela. Bardzo często bywa jednak tak, że chęć dbania o czystość wspólnej przestrzeni znika w obliczu zupełnego braku odpowiedniej infrastruktury. Koszy na śmieci jest w miastach za mało, zaś specjalnych koszy na psie odchody z podajnikami na nieczystości nie ma prawie wcale! Jestem pewna, że gdyby psie stacje znalazły się w każdym parku, na każdym skwerze szybko i znacząco zmniejszyłaby się ilość miękkich kamieni, walających się po trawnikach. Skąd o tym wiem? Z doświadczenia. Świetnym przykładem jest wybieg dla psów przy Parku Krasińskich, gdzie - na moje oko - 99% odwiedzających ten obiekt karnie sprząta po swoich czworonogach. Na wybiegu znajdują się psie stacje: estetyczne kosze na psie nieczystości wyposażone w podajniki z foliowymi workami. Co więcej, miasto dba, aby były one zawsze pełne. Można? Można.
2. Miejska zieleń dostępna dla wszystkich
Nie
jestem fanką dzielenia społeczeństwa na mniejsze, odizolowane grupy.
Marzą mi się miasta dostępne i przyjazne dla wszystkich mieszkańców:
tych samotnych, tych z dziećmi, tych z psami. Miejska zieleń jest ważnym
i cennym elementem w wybetonowanej przestrzeni, dlatego każdy powinien
móc do woli korzystać z jej dobrodziejstw. Z przykrością patrzę na
kolejne parki, które zamykają swoje bramy przed właścicielami
czworonożnych mieszkańców miast. Nieswojo czuję się, myśląc o tym, że
tak lubiany przez T. wybieg dla psów przy Ogrodzie Krasińskich powstał
jako swoista rekompensata związana z wprowadzeniem do parkowego
regulaminu zakazu wstępu dla psów.
Moim
ideałem są parki londyńskie, które są pomyślane tak, aby znalazło się w
nim miejsce dla wszystkich, w tym również psów. Są w nich zarówno
miejsca, gdzie czworonogi mogą biegać swobodnie, takie gdzie powinny być
prowadzone na smyczy, jak i niewielkie, ogrodzone przestrzenie, które
są dostępne jedynie dla ludzi. To sprawia, że zielona przestrzeń jest
otwarta dla wszystkich, a jednocześnie można chronić przed nadmiernym
stresem na przykład występujące na terenie parku rzadkie ptactwo lub
zapewnić dzieciom bezpieczne place zabaw. Tego samego życzyłabym sobie w
Warszawie i całej Polsce.
3. Promowanie odpowiedzialności społecznej wśród wszystkich grup
3. Promowanie odpowiedzialności społecznej wśród wszystkich grup
Okropnie nie lubię zrzucania winy za brud w miastach wyłącznie na właścicieli psów. Tymczasem zarówno zarządzający konkretnych aglomeracji jak i sami mieszkańcy zaskakująco często zdają się zapominać o tym, że za stan czystości przestrzeni publicznej odpowiedzialni są wszyscy. Po równo. Kupy małych dzieci lub przedstawicieli lokalnej żulerii nie są w niczym lepsze od psich odchodów. Natomiast rozbite butelki i pogniecione puszki, którymi można rozciąć rękę lub łapę są moim zdaniem gorsze. Mimo to na trawnikach jak grzyby po deszczu wyrastają tabliczki głoszące “Zakaz wprowadzania psów”. To nie tyle rodzi frustrację i chęć buntu wśród właścicieli psów, ale też zamiata pod dywan naprawdę istotną część problemu miejskich nieczystości. Przyzna to każdy, kto chociaż raz przyglądał się temu, w jakim stanie są trawniki po “interesującym” weekendzie.
Nie mam nic przeciwko tabliczkom na trawnikach - takim, których treść skierowana jest do wszystkich: “Posprzątaj po sobie”, “Nie śmieć”, “Zostaw to miejsce takim, jakim chciałbyś je zastać”.
4. Wybiegi dla psów
4. Wybiegi dla psów
Wciąż bardzo brakuje ogrodzonych terenów, gdzie można bezpiecznie zwolnić psa ze smyczy i cieszyć się, patrząc na radość, jaką futro czerpie z biegania. Zielone enklawy w miastach albo szybko kończą swój żywot, zabudowywane blokami albo znajdują się na tyle blisko ulicy, że strach zwolnić ze smyczy zwierza, któremu nie ufa się na 101%. Wybiegi dla psów są świetnym rozwiązaniem tego problemu. Pod warunkiem, że będą jedynie częścią miejskiej infrastruktury dostępnej dla właścicieli psów, a nie zadośćuczynieniem za zamykanie parków!
5. Obowiązkowe szkolenie… właścicieli
Instrukcja obsługi większości psów - przynajmniej takich, u których nie zachodzi potrzeba przepracowywania poważnych problemów behawioralnych - często jest prosta i sprowadza się do pysznych smakołyków, zabawek i nagradzania w odpowiednich momentach. Niestety, wciąż wielu właścicieli tych wspaniałych zwierząt nie zdaje sobie z tego sprawy. Jednocześnie, w społeczeństwie niezmiennie pokutują rozmaite, dotyczące szkolenia psów mity - czy to związane z tym, że starego psa nie sposób nauczyć nowych sztuczek, czy też z tym, że wychowanie szczeniaka należy rozpoczynać po tym, jak ukończy on pierwszy rok życia. Wszystko to bezpośrednio przekłada się na fakt, że w miastach żyje sporo czworonogów, nad którymi właściciele nie są w stanie sprawować kontroli podczas spaceru - takie psy są zagrożeniem nie tylko dla innych osób, ale również dla siebie samych. Dlatego marzą mi się obowiązkowe, darmowe szkolenia dla wszystkich przyszłych właścicieli czworonogów. Czasem mam wrażenie, że wystarczyłoby zaledwie kilka godzin spędzonych pod okiem życzliwego trenera, potrafiącego w przystępny sposób przekazać wiedzę, aby relacje w wielu psio-ludzkich zespołach uległy znaczącej poprawie. O ile więc lepiej mogłoby być, gdyby każdy, kto decyduje się przyjąć pod swój dach czworonożnego przyjaciela musiał zawczasu liznąć odrobiny szkoleniowej wiedzy?
***
Wypisane powyżej cechy to, jak sądzę, niezbyt wygórowane oczekiwania, wciąż jednak pozostające w sferze marzeń w przypadku psiarzy mieszkających w polskich miastach. Na dodatek, ta piątka to z pewnością jedynie kropla w morzu. Co dodalibyście do listy? Jest jakieś rozwiązanie, przepis czy udogodnienie, którego wyjątkowo brakuje Wam w waszym miejscu zamieszkania? Nie zapomnijcie podzielić się tym w komentarzach! Jestem bardzo ciekawa Waszych psio-miejskich potrzeb.
photo credit: Radosław Drożdżewski (Zwiadowca21), Coyau
myślę, że gdyby ostatni punkt wszedł w życie- informowanie i edukacja właścicieli psa co to jest pies, jak działa, że trzeba go wyprowadzać na dłużej min. raz dziennie i nalezy bezwzględnie sprzątać- problem zakazów ze strony władz sam by się rozwiązał- konflikt z innymi ludźmi, tabliczki "zakaz wyprowadzania" to najczęściej, przynajmniej u nas, efekt właścicieli, których psy wyją całymi dniami uprzykrzając życie sąsiadów, przewracają dzieci na "spacerach" i zostawiają kupy w pełnej krasie nawet na środku chodnika.
OdpowiedzUsuńA takie warsztaty dla właścicieli w przypadku osób starszych "z jorkusiem" "pimpusiem" czy innym małym psem powinny być jeszcze dłuższe z naciskiem na część "kupa Pimpusia wkurza tak samo jak wszystkie".
Mam wrażenie, że to, o czym piszesz to szerszy problem, który dotyczy nie tylko psów, ale każdej sfery życia i jest związany z tzw. mentalnością Kalego (cytując Henryka Sienkiewicza: "Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy (...) to jest zły uczynek (...). Dobry, to jak Kali zabrać komu krowy."). W codziennym życiu to przekłada się na psie kupy, papierki rzucane na ulicę, rozbite butelki, graffiti na murach... Ogólnie, Polacy potrzebują od przedszkola lekcji odpowiedzialności - za siebie i dobro wspólne.
Usuńtylko, że niestety za rozbijanie butelek nie stawiają zakazów "zakaz wstępu studentom". Psiarze to łatwiejszy cel -_-
UsuńPrawda, a już zwłaszcza kobieta z psem. Doskonale widzę to po wszystkich nieprzyjemnych sytuacjach, które spotykają mnie na spacerach - jakoś praktycznie nigdy nic się nie dzieje gdy wychodzimy razem, ja i P. :(
UsuńGeneralnie jestem jak najbardziej za tymi wszystkimi punktami.Natomiast zupełnie nie mogę się zgodzić z pierwszą częścią posta. Na wsi jest więcej przestrzeni - to prawda ale nie tej osobistej, człowiek człowiekowi najlepiej to by za podkoszulkę wszedł. Inaczej mówiąc to każdy się wciśka z buciorami gdzie popadnie. Generalnie ludzie mieszkajacy przy głównych ulicach to ludzie sympatyczni, gdzie śmiało można z cudzą osobą wymienić miłe spojrzenia, przywitać się czy życzyć sobie miłego dnia, i są to przede wszystkim ludzie ok. 50 lat. Natomiast w oddali gdzie domy są bliżej lasu, łąk, pól to mieszkają osobniki ok. 20-30 lat. I tych osobiście nie trawię. Myślą sobie że idzie nastolatka z psem to mogą ją opieprzyć za żywota.. Kultura działa w dwie strony prawda? Od młodszych do starszych i na odwrót. Miałam kilka dosyć ciekawych akcji podczas których nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Idąc poboczem z psem bo jechało auto zostałam zjechana z góry do dołu za to że ich pies szczeka na mojego bo mój idzie pod ich płotem. To przepraszam bardzo miałam wejść na środek drogi i jeszcze rzucać parówki ich psu by nie darł mordy? Oczywiście nie wrzucam wszystkich do jednego worka. Wieś to też nie jest super mega miejsce dla psiarza. Ja to bym wolała mieszkać na przedmieściach.
OdpowiedzUsuńJestem nieuleczalnie miejskim stworzeniem, a - wiesz, jak to jest - trawa zawsze wydaje się bardziej zielona po drugiej stronie płotu. ;) Nie ma idealnych miejsc do życia z psem, każde ma swoje zalety i wady, wszędzie znajdą się ludzie niekulturalni, złośliwi, zadufani, etc. Obawiam się, że każdy z nas, bez względu na miejsce zamieszkania, miewa podobne przygody. :(
UsuńZgadzam sie z toba w 100%! Najważniejszy jest ostatni punkt! Ja cieszę sie, że Gdynia jest psilubnym miastem, mozna tu chodzic ze spuszczonym psem, są pojemniki z bezpłatnymi torebkami na odchody, a nawet kawałek psiej plaży :)
OdpowiedzUsuńMY BLOG
Fajnie, że w Gdyni dobrze się dzieje, chociaż pod względem dostępności plaż polecam rzucić okiem na to, jak rozwiązała to Dania - tam to dopiero mają wypas. ;)
UsuńDodałabym jeszcze samoobsługowe myjnie dla psów, koniecznie! Marzę o myjni.
OdpowiedzUsuńCiekawe, że mimo powstawania nowych tabliczek z zakazem wstępu na trawnik, mam wrażenie, że równocześnie powstaje co raz więcej wybiegów i bardzo mnie to cieszy. Tylko raz w swojej karierze właściciela psa spotkałam woreczki w dystrybutorze - w Kołobrzegu i to w sezonie wakacyjnym, nigdzie indziej.
A gdzie foto Rudej jak depcze trawnik się pytam? :)
W Warszawie jest taka myjnia (http://www.czystypies.pl/), więc możliwe, że to marzenie, które jest bliżej niż myślisz, jeżeli chodzi o realizację. Jestem pewna, że podobne punkty z czasem zaczną otwierać się w innych miastach. :)
UsuńMnie powstawanie wybiegów z jednej strony cieszy, z drugiej natomiast martwi. Wokół budowy psiej infrastruktury niesie się zwykle okropny smród (najlepiej pokazuje to sprawa związana z budową wybiegu na Polu Mokotowskim). Moim ideałem jest sytuacja, w której wybiegi powstają i nikt nie nazywa ich "sralniami", nikt też nie wyrzuca właścicieli psów z parku "bo przecież jest wybieg".
T. nie depcze trawników, ona frunie nad nimi niesiona miłością do całego świata i pięknem, o! :P
Bohunpies- na gaju we Wrocławiu mamy dystrybutory z woreczkami :D
UsuńCo do psiej samoobsługowej myjni - zapraszam do Opola, tutaj również taką mamy;>
UsuńO, faktycznie, patrzcie: http://www.psia-myjnia.opole.pl/?psi-salonik-chabry-opole-samoobslugowa-psia-myjnia. Teraz tylko musicie zdecydować, czy bliżej Wam do Warszawy czy do Opola i zrobić sobie kąpielową wycieczkę. :D
UsuńJa jestem z kolei zdania, że przede wszystkim powinen być egzamin na psa, tak jak jest na prawo jazdy - masz licencję, zdajesz test i z tego jesteś legitymowany. Niewiedza niektórych ludzi jest zatrważająca.
OdpowiedzUsuńA co do koszy - u nas na wsi koszy nie ma, więc sobie cały spacer radośnie maszeruję z kupą w worku, w kieszeni. Nic fajnego :/
Ja akurat nie jestem pewna, czy egzamin państwowy to taki dobry pomysł. I to między innymi dlatego, że widzę co dzieje się z egzaminem na prawo jazdy, ile wokół egzaminatorów i samej formy egzaminu jest kwasów, kontrowersji, oskarżeń o oszustwa, etc. Nie chciałabym, żeby takie same emocje były związane z posiadaniem psa, dlatego wolałabym jednak obowiązkowy, ale niekończący się egzaminem kurs. Oczywiście, w tej sytuacji jego skuteczność zależałaby w głównej mierze od wykładowców, którzy musieliby być ludźmi z ogromną cierpliwością, pasją i wielkimi umiejętnościami pedagogicznymi, bo przecież bez egzaminu pewnie mało kto decydowałby się na "jazdy doszkalające". ;)
UsuńA co do maszerowania z kupą to ja też maszeruję niemało... a wydawałoby się, że powinno być inaczej. :/
Byłabym bardzo zadowolona, gdyby sama świadomość sprzątania po swoim psie wzrosła w moim mieście, bo niestety lokalni właściciele czworonogów (mam nadzieję, że są wyjątki, ale ja ich nie spotkałam) czują się zbyt ważni, aby sięgać po to co zostawił ich pupil. Przykre..
OdpowiedzUsuńMyślę, że jeszcze wiele wody musi upłynąć nim Polacy zrozumieją, że sprzątanie po swoim psie jest obowiązkiem, który po prostu należy wykonać. Wydaje mi się, że bardzo ważne jest z jednej strony puszczanie w eter pozytywnego przekazu ("dbaj o czystość", "bądź kulturalny", etc.), a nie szczucie na siebie grup społecznych (akcja, której znakiem rozpoznawczym było dziecko umazane psią kupą) i do tego zapewnianie przez władze miast możliwości posprzątania (instalowanie koszy na odchody albo chociaż zwiększenie liczby zwykłych koszy na śmieci). Zawsze wydawało mi się, że w mieście koszy na śmieci jest dużo i zawsze jest gdzie wyrzucić papierek. O tym, jak bardzo się myliłam przekonałam się kiedy nastał pies i zaczęłam w poszukiwaniu kosza (jakiegokolwiek!) spacerować z psią kupą. Wiem, że samo sprzątnięcie po psie nie należy do największych życiowych atrakcji, ale myślę, że o wiele więcej osób sprzątałoby, gdyby miało możliwość pozbycia się kupy kilka metrów od "miejsca zbrodni", a nie stało przed koniecznością chodzenia ze smyczą w jednej i kupą w drugiej ręce. Jak ktoś jeszcze próbuje np. przywołać Twojego psa bo ma taki kaprys, a Ty chcesz powstrzymać zwierza przed nachalnym witaniem się z przechodniem, który oczywiście nie zapytał, czy może pogłaska to nagle znajdujesz się w środku koszmaru - bo chciałaś spełnić obywatelski obowiązek. Piszę to, niestety, z własnego doświadczenia. :(
UsuńWiem, że jest wiele osób, które po psach nie sprzątają i ciężko je będzie do tego przekonać. Mam nadzieję, że z czasem ta sytuacja się zmieni.
UGH.
OdpowiedzUsuńGdyby ostatni punkt wszedł w życie NIGDY juz bym nie miałą psa. Ewentualnie "nielegalnie" i na boku bez udziału osób trzecich. Pomijam już sam fakt PRZYMUSU chodzenia z psem na szkolenie(po co, skoro sama moge go wychować?) gdzie mi będą ciumkać, ciamkać i próbować wmówić, że pozytywnie da się zrobić absolutnie każdego psa. Odczucia takie same jak chodzenie do szkoły. Okay, fajne to ejst jak sama sobie mogę decydować, ale cała zabawa i radość kończy się kiedy wchodzi masówka zabijająca ducha, ciało i kreatywność. Po prostu takie zabawy zdecydowanie nie są dla mnie. AMEN.
Zauważ, że nie chodzi mi o obowiązkowe szkolenie psa, ale właściciela - jeszcze nim pojawi się pies. Wynika to stąd, że bardzo wiele widzę na co dzień osób, które chciałyby mieć posłusznego psa, ale nie wiedzą zupełnie, jak zabrać się za uczenie go podstaw i przez to na przykład ich psy nigdy nie są spuszczane ze smyczy (serio, serio!). Wiem, że jest wiele świadomych osób, którym coś takiego zupełnie nie byłoby potrzebne, myślę jednak, że dla wielu psów takie rozwiązanie mogłoby okazać się błogosławieństwem. Chociaż rozumiem też Twoje stanowisko i zdaję sobie sprawę z tego, że przymus jest zniechęcający.
UsuńJa bym jeszcze do tego dodała miejsca typu restauracje, czy bary, gdzie można wejść z psami, Takich miejsc jest coraz więcej, ale nadal często możemy spotkać się z tym, że z psiakiem nie wejdziemy. U mnie np. na całą dzielnice wypada aż jeden podajnik na woreczki. Pominę fakt, że woreczki pojawiają się bardzo okazjonalnie i znikają w mgnieniu oka, ale ludzi powinno się edukować i myślę, iż przyniosłoby to zamierzone skutki. Oczywiście nie 100%, ale myślę, że jednak jakaś poprawa by była.
OdpowiedzUsuńMyślę, że gdyby ogół psów był lepiej ogarnięty byłoby automatycznie więcej restauracji i barów, do których można przyprowadzić czworonoga. Chociaż prawdę mówiąc, ja nie odczuwam w tym względzie braków - wydaje mi się, że takich miejsc jest całkiem sporo, a jednocześnie rozumiem, że muszą zostać jakieś kanjpy dla ludzi, którzy psów nie lubią. ;) Życzyłabym sobie natomiast, aby te wszystkie przybytki były odpowiednio i wyraźnie oznakowane, tak, aby od razu było widać, czy z psem można czy nie. Dzięki temu odpadłby mi rytuał wkładania głowy do środka i zadawania sakramentalnego pytania "Przepraszam, czy można z psem?". Pod tym względem bardzo popisał się Wrocław. :)
UsuńU nas punkt 1, 2, (i 4, jeśli liczy się... Annówka :P wybiegów nie mamy) się zgadza z moim "miastem". Strasznie mnie irytują nieodpowiedzialni właściciele, którzy nie sprzątają po swoich psach...
OdpowiedzUsuńPs. Jestem tu pierwszy raz, bardzo ciekawy blog. :)
http://cztery-lapy-jeden-nos.blogspot.com/
Niestety, pies jest łatwo dostępnym dobrem, więc siłą rzeczy psy posiadają różni ludzie - ci nieodpowiedzialni również. Chociaż mam wrażenie, że ogólna świadomość w zakresie szkolenia, praw zwierząt, etc. powoli się podnosi, głównie w miastach.
UsuńZazdroszczę bliskości Annówki! Ach, mam nadzieję, że kiedyś uda mi się pobyć trochę w tym legendarnym miejscu! :)
PS. Dziękuję. ;)
Żaden punkt nie zgadza się z moim miastem, smuteczek :c Ale to może dlatego, że mieszkam w małym mieście, a nie w Szczecinie czy Warszawie. ;)
OdpowiedzUsuńhttp://psiowaty.blogspot.com
Pamiętaj, że zawsze możesz spróbować zdziałać coś w ramach budżetu partycypacyjnego. :)
Usuń"Kupy małych dzieci lub przedstawicieli lokalnej żulerii nie są w niczym lepsze od psich odchodów." - ja bym dodała, że są zdecydowanie gorsze, bo w dziwny sposób co chwilę znajdują się w psim pysku...
OdpowiedzUsuń"Dlatego marzą mi się obowiązkowe, darmowe szkolenia dla wszystkich przyszłych właścicieli czworonogów." - byłoby super, no ale o tym to chyba możemy sobie jedynie właśnie pomarzyć, bo nie sądzę żeby w najbliższym czasie ktoś, kto zarządza tego typu sprawami, przyklasnął temu pomysłowi :/ Bo przecież lepiej czegoś zakazać, lepiej zabrać agresywnego/zaniedbanego psa właścicielowi niż pomóc mu i troszkę podszkolić...
Mi najbardziej należy na tym, żeby posiadacze psów nie byli traktowani jako odrębna, niższa (gorsza) klasa. Chciałabym, żeby nie-właściciele psów dostrzegli w tych zwierzętach pozytywne cechy, a nie traktowały je jedynie jako szczekaczy czy zaśmiecaczy trawników.
Poza tym posiadacze psów to dość duża grupa społeczna, a wśród nich jest wielu potencjalnych klientów restauracji/barów i innych tego typu miejsc, które same sobie strzelają w kolano nie wpuszczając psiarzy do środka. No bo ktoś sobie idzie po mieście z psem, patrzy, jaka ładna knajpka, może wejdziemy, ale wtedy widzi znak zakazu wprowadzania psów i... no cóż. Lokale tylko na tym tracą. Może warto by jednak przychylniej patrzeć na ludzi z ofutrzonym towarzystwem :)
Też zależy mi na tym, żeby właściciele psów nie spotykali się z gorszym traktowaniem, ale jednocześnie mam świadomość, że temu traktowaniu często sami sobie (jako grupa) jesteśmy winni - dlatego staram się przestrzegać przepisów, sprzątać po psie, etc. Chcę swoim postępowaniem pokazać, że psiarze są ok. :)
UsuńA z gastronomią - święta prawda!
U mnie w mniejszym mieście nie ma ani jednego zagrodzonego terenu dla psa. Po każdym parku latają psy niesłuchające się właścicieli, którzy mają je gdzieś ale to oczywiście ja mam problem, bo ja się przejmuję czy Pimpusie są agresywne i czy przeszkodzą mi w treningu. Nad rzeką też nas nie chcę bo rybacy się burzą, bo pies się kąpie i płoszy ryby. W lasach pies biegać nie może bo zakaz. To gdzie do cholery mam iść? Odwieczny problem. Ale nie chcę przemierzać kilometrów z psem na smyczy, niech biedak ma coś od życia :) Gdzie nie pójdę to afera a to babcia krzycząca, że tu pies nie może bo tu zakaz bo kupy jej leżą pod oknem (ale ja po swoich psach ich nie zostawiam) a tu matka, że dzieci się bawią ale halo, park jest dla wszystkich... Wieczny problem :) Ale najbardziej wkurza mnie fakt, że zawsze sprzątnę po swoich czworonogach a i tak zawsze (!) wejdę w psią niespodziankę, wtedy mam maksa. Jestem odpowiedzialna za swoje psy i posłuszeństwo jej obowiązkowe głównie dla bezpieczeństwa psa, kocham je i nie chcę żeby wpadły pod samochód, zostały pogryzione czy uciekły, to logiczne. Kiedy ludzie pojmą, że nawet maleńki Pimpuś może być posłuszny?
OdpowiedzUsuńPsiarze to taka grupa, której nigdzie nikt nie chce, mam wrażenie. No, chyba, że akurat lubi się psy, ewentualnie ma się psa, który budzi w ludziach szczególną sympatię. To tak a propos rzeki - pamiętam, jak podczas spaceru w krakowskim Przylasku Rusiecki T. wpadła w grupę wędkarzy, którzy mieli na brzegu porozkładane wędki na takich stojakach. Oczywiście, wszystkie zwaliła, ale oni byli nią zachwyceni. Zaczęłam ich przepraszać, na co usłyszałam: "Pani się nie przejmuje, przecież kolega sobie poprawi, a piesek taki śliczny!". :P
UsuńMam wrażenie, że sporym problemem jest to, iż wiele osób nie dostrzega wad czy problemów swoich psów. Wiedzą, że pies może być agresywny, nieposłuszny, etc., ale nie dopuszczają do siebie myśli, że to może dotyczyć także ich psa - i to nawet wtedy, kiedy TO już się dzieje.
Zgadzam się z wszystkimi punktami. Szczególnie jeśli chodzi o odpowiedzialność za wspólne mienie wszystkich grup społecznych.
OdpowiedzUsuńObowiązkowe szkolenie psów byłoby wspaniałym pomysłem, ale niestety nie do zrealizowania w naszym kraju. Głównie z tego względu, że właściciele często nie widzą i nie chcę widzieć, że mają, nawet drobny, problem. Przypuszczam wręcz, że nawet gdyby każdy psi opiekun dostał w prezencie x godzin do wyrobienia z psem u szkoleniowca bezpłatnie, to i tak większość by nie skorzystała, bo po pierwsze nie mają na to czasu, a po drugie przecież "mój Pimpuś taki grzeczny, taki mądry, niczego nie musi się uczyć". Tym bardziej, że niestety często szkoleniowcy poruszają bardzo trudny temat: że części rzeczy pies nie nauczy się w ciągu jednych zajęć, że będziemy musieli zmienić coś w sobie, że będziemy musieli sami popracować w domu. Oj! Oj! Co to to nie! Co to, to NA PEWNO, nie!
Szkoda.
To prawda, że aby skorzystać z pomocy trenera często najpierw trzeba zrobić porządek ZE SOBĄ, swoim podejściem do psa, kochanego, na każdym kroku antropomorfizowanego stworzenia i być w stanie obiektywnie spojrzeć na swojego zwierza. A to jest bardzo trudne.
UsuńW Niemczech są obowiązkowe takie w sumie nie szkolenia ale egzamin dla osób które mają psy powyżej 20kg i 40 cm w kłębie - wszystko po to by właściciele byli bardziej świadomi i było mniej pogryzień :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy ,
http://piesijegoczterylapy.blogspot.de/
To świetne rozwiązanie, szkoda tylko, że dotyczy psów dopiero od pewnej konkretnej wielkości lub wagi - osobiście złe doświadczenia mam głównie z małymi psami. Mam wrażenie, że jednak kiedy ktoś decyduje się na dużego psa bardziej stara się go wychować, w myśl ludowej prawdy duży pies = duży kłopot. Małym psom uchodzi na sucho wiele zachowań, które w przypadku dużych zostałyby ocenione jako agresywne lub szkodliwe.
UsuńTo też racja - mnie jako dziecko ugryzł mikroskopijny piesek sąsiadów , znów wszystkie duże psy były zwykle wobec mnie łagodne . Mniejszemu psiakowi więcej uchodzi na sucho po prostu :) Tak czy inaczej - myślę że dobrze że idzie to w stronę uświadamiania właścicieli - tutaj jest naprawdę mniej pogryzień przez psy a właściciele są bardziej zorientowani w uczuciach swojego psa :)
Usuń