Kiedy znajomi usłyszeli, że chcę zapisać się z T. do psiego przedszkola wielu z nich pukało się w głowę, sądząc, że to dziwna fanaberia. Wcale mnie to nie dziwi. Uwielbienie, jakim darzę T. jest powszechnie znane, toteż przypuszczam, że w duchu porównywali mnie do ludzi, o których możemy czasem przeczytać w otchłani Internetu: tych, którzy kupują swoim psom fikuśne ubranka, przekuwają im uszy i robią tatuaże. Jednocześnie odnoszę wrażenie, że “cywile” uważają, iż szkolenia są przeznaczone dla psów z problemami behawioralnymi, nie zaś dla młodych, wesołych szczeniąt, które jeszcze nie zdążyły na żadne tego rodzaju problemy “zapracować”. Ogromnie cieszę się, że nie pozwoliłam “przemówić sobie do rozsądku” w tej kwestii, bo przedszkole dało mi naprawdę bardzo dużo, mojemu psu zaś chyba jeszcze więcej. Nim jednak podzielę się wszystkimi pozytywnymi doświadczeniami związanymi ze szkoleniem przedszkolaków (które, niestety, jest już dawno za nami) chciałabym napisać kilka słów o tym, jakie kryteria brałam pod uwagę, wybierając psią szkołę. Każdy, kto kiedykolwiek szukał dla swojego psa jakiegokolwiek szkolenia doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo skomplikowana to kwestia. Tego rodzaju instytucji - szczególnie w dużych miastach - jest całe mnóstwo, a szkoła szkole nie równa.
Przed przyklejeniem się do ekranu komputera i rozpoczęciem przeczesywania meandrów Internetu w poszukiwaniu szkoły idealnej warto zastanowić się, jakich właściwie oczekujemy efektów po psim przedszkolu, czy, szerzej, szkoleniu. Może bowiem okazać się, że przedszkole, czy konkretne szkolenie, jakie sobie upatrzyliśmy jest nam zupełnie niepotrzebne lub powinniśmy skupić się na poszukiwaniu czegoś zgoła odmiennego. Ja chciałam, aby T. nauczyła się skupiać w obecności innych psów oraz opanowała podstawy posłuszeństwa, jednocześnie oczekiwałam, że trener w razie wystąpienia jakichkolwiek pozaszkoleniowych problemów będzie mi służył pomocą i radą. Wszystko na dodatek miało odpowiednio wpasować się w mój dotychczasowy tryb życia. Starałam się wybierać tak, aby szkolenie odpowiadało zarówno T., jak i mnie.
1. Trenerzy i szkolenie metodami pozytywnymi
1. Trenerzy i szkolenie metodami pozytywnymi
To, jakie wykształcenie mają trenerzy prowadzący zajęcia można zwykle przeczytać na stronie internetowej szkoły - warto upewnić się, że nie nie legitymują się dyplomami typu KSW, “kup se wykształcenie”. Z kolei, jeżeli chodzi o metody pozytywne, to tych pewnie nikomu nie trzeba przedstawiać. O tym, że podczas nauki psa należy nagradzać za dobre zachowania słyszał już chyba każdy. Nie twierdzę, że trzeba szkolić psa metodą klikerową - nie każdy lubi zawsze mieć w ręku dodatkowy gadżet - na pewno jednak nie warto zwracać uwagi na szkoły stosujące “tradycyjne” metody. Krótko mówiąc, trzeba upewnić się, że nie zapłacimy komuś za złożenie psu kolczatki.
2. Opinie klientów
Z pewnym dystansem podchodzę do wszystkiego, co wypisuje się w Internecie - anonimowość uskrzydla i często prowadzi na manowce koloryzacji. Chociaż sprawdzałam rozmaite fora internetowe, moje zbieranie opinii o psich szkołach opierało się przede wszystkim na dopytywaniu się napotykanych na spacerach właścicieli psów o przebyte szkolenia. A że w okolicy mieszka całkiem sporo świadomych psiarzy, naprawdę dbających o swoje zwierzaki w ten sposób udało mi się z pierwszej ręki usłyszeć wiele - mniej lub bardziej pozytywnych - historii szkoleniowych. Z nich mogłam dowiedzieć się, jak dokładnie wyglądają zajęcia w danej szkole, a także, jak właściciele oceniali postępy swoich czworonogów i kontakt z trenerem.
3. Lokalizacja
Miejsce, w jakim odbywa się szkolenie to bardzo ważna sprawa. Osobiście uważam, że najlepszy jest rozległy, ogrodzony, zielony teren, na którym nie przeszkadzają psy spoza szkolenia oraz gdzie nasz pupil może bezpiecznie zostać spuszczony ze smyczy, bez ryzyka wydostania się na ulicę. Przyznaję, że wszystkie szkoły, które prowadzą zajęcia w ogólnodostępnych miejscach publicznych już na wejściu mają u mnie minus. Przypuszczam, że z młodym, rozkojarzonym psem bardzo ciężko pracuje się, kiedy co chwilę podbiegają do niego kandydaci na towarzyszy wspólnych zabaw. Co grosza, ich właściciele często nic nie robią sobie z tego, że ich pupil przerywa szkolenie. Osobiście nie miałam przyjemności tego doświadczyć, jednak przyznaję, że T. przeszkodziła kiedyś w lekcji odbywającej się na Polu Mokotowskim, co więcej, byliśmy wtedy w drodze na nasze pierwsze zajęcia.
To wszystko, jeżeli chodzi o psią perspektywę, nie można jednak zapomnieć o ludzkim spojrzeniu na sprawę. Szkolenie to w końcu współpraca z psem - nie tylko T. miała być zadowolona, swoje zdanie również uznałam za całkiem istotne.
1. Lokalizacja po raz drugi
Nikt nie jest w stanie poświęcać psu całego swojego czasu, dlatego dobrze jest wybrać szkołę, która znajduje się w miarę blisko miejsca zamieszkania. Bez względu na to, czy poruszamy się samochodem czy komunikacją miejską, jeżeli zajęcia trwają krócej, niż dojazdy chyba nie ma sensu męczyć ani siebie, ani psa. Warto także wziąć pod uwagę tzw. czynnik ludzki. Jeżeli szkolenie wraz z dojazdami będzie zabierało pół dnia jest spora szansa, że nie raz zdarzą się nam wagary: a to coś wypadnie, a to daleka rodzina zaskoczy wizytą, a to zwyczajnie nie będzie się chciało jechać… Sądzę, że stu-procentową obecnością na zajęciach w po prostu dobrej szkole osiągniemy więcej, niż opuszczając połowę lekcji na najlepszym psim uniwersytecie.
2. Godziny zajęć
Podobnie, jak w poprzedniej kwestii: nie widzę nocnych marków biegnących co tydzień na zajęcia, które rozpoczynają się o 8 rano. Wychodzę z założenia, że szkolenie ma być przyjemnością zarówno dla psa, jak i jego właściciela - przecież służy nie tylko nauce posłuszeństwa i socjalizacji, ale także budowaniu więzi z czworonogiem. Nie ma więc sensu katowanie się absurdalną porą zajęć, bez względu na to, czy za absurdalne uznajemy sobotę rano czy popołudnia tuż po pracy w środku tygodnia.
To wszystko, jeżeli chodzi o psią perspektywę, nie można jednak zapomnieć o ludzkim spojrzeniu na sprawę. Szkolenie to w końcu współpraca z psem - nie tylko T. miała być zadowolona, swoje zdanie również uznałam za całkiem istotne.
1. Lokalizacja po raz drugi
Nikt nie jest w stanie poświęcać psu całego swojego czasu, dlatego dobrze jest wybrać szkołę, która znajduje się w miarę blisko miejsca zamieszkania. Bez względu na to, czy poruszamy się samochodem czy komunikacją miejską, jeżeli zajęcia trwają krócej, niż dojazdy chyba nie ma sensu męczyć ani siebie, ani psa. Warto także wziąć pod uwagę tzw. czynnik ludzki. Jeżeli szkolenie wraz z dojazdami będzie zabierało pół dnia jest spora szansa, że nie raz zdarzą się nam wagary: a to coś wypadnie, a to daleka rodzina zaskoczy wizytą, a to zwyczajnie nie będzie się chciało jechać… Sądzę, że stu-procentową obecnością na zajęciach w po prostu dobrej szkole osiągniemy więcej, niż opuszczając połowę lekcji na najlepszym psim uniwersytecie.
2. Godziny zajęć
Podobnie, jak w poprzedniej kwestii: nie widzę nocnych marków biegnących co tydzień na zajęcia, które rozpoczynają się o 8 rano. Wychodzę z założenia, że szkolenie ma być przyjemnością zarówno dla psa, jak i jego właściciela - przecież służy nie tylko nauce posłuszeństwa i socjalizacji, ale także budowaniu więzi z czworonogiem. Nie ma więc sensu katowanie się absurdalną porą zajęć, bez względu na to, czy za absurdalne uznajemy sobotę rano czy popołudnia tuż po pracy w środku tygodnia.
3. Instruktor po raz drugi
Wykształcenie, doświadczenie i metody szkoleniowe, jakie stosuje instruktor są niezmiernie ważne - to nie ulega wątpliwości. Jednocześnie, biorąc pod uwagę, że to osoba, którą wraz z ukochanym czworonogiem będziemy spotykać przez kilka kolejnych tygodni, a nawet miesięcy szkoleniowiec powinien mówić nie tylko psim, ale również ludzkim językiem. Mówiąc prościej, powinien być - z zupełnie subiektywnej perspektywy psiego przewodnika - sympatycznym, kontaktowym człowiekiem, z którym łatwo będzie się porozumieć.
O wybieraniu idealnej psiej szkoły napisano już w Internecie całe tomy; ostatnio ten temat poruszyła chociażby autorka słynnego bloga Pies w Warszawie. Jak widzicie, jesteśmy zgodne w podstawowych kwestiach, chciałabym jednak podkreślić wagę czynnika ludzkiego. Mam bowiem wrażenie, że zapaleni psiarze bywają do tego stopnia skoncentrowani na swoich ulubieńcach, że zapominają o sobie. Tymczasem w psio-ludzkim tandemie oba czynniki są równie ważne.
Wreszcie, trzeba pamiętać, że nie można oczekiwać cudów i natychmiastowej, magicznej przemiany psiaka w ideał posłuszeństwa - nawet najlepsza szkoła niewiele da bez systematycznej, własnej pracy z psem.
T., jako pies latający, który najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest już zbyt dojrzały na takie przedszkolne zabawy. ;) |
Ps. Trend z seterem można znaleźć również na Bloglovin: follow my blog with Bloglovin - zapraszam, jeżeli ktoś z Was korzysta z tej platformy.
Zwięźle, krótko i na temat! A co najważniejsze: zgodnie z prawdą :)
OdpowiedzUsuńCiekawy post, na pewno ważny dla osób zastanawiających się nad szkołą;)
OdpowiedzUsuńMy mamy ogromne szczęście, bo psia szkoła to "rodzinny biznes", wujkowie prowadzą, więc wybór nie był skomplikowany, tym bardziej, że mam do nich ogromne zaufanie i od nich czerpię większość wiedzy psiakowej;)
Latający pies rządzi!;D
Cieszę się, że Ty nie miałaś problemów z wyborem szkoły, wiem jednak, iż sporo psiarzy musi się długo i dobrze zastanowić przed podjęciem decyzji. Mam nadzieję, że wpis komuś pomoże/ popchnie kogoś w odpowiednim kierunku. :)
UsuńUważam, że bardzo dobrze zrobiłaś zwracając uwagę na to, że nie należy opinii wypisywanych w internecie przyjmować za wyznacznik tego, czy dana szkoła jest dobra czy nie. Po pierwsze właśnie anonimowość pozwala tu puścić wodze wyobraźni przy wyrażaniu opinii a po drugie przecież ile ludzi tyle tak na prawdę opinii i oczekiwań. Pomijając już ludzką złośliwość i chęć zaszkodzenia komuś, która często popycha ludzi to wypisywania bzdur. Na szczęście my od razu trafiliśmy dobrze, choc dużego wyboru u nas nie ma;p Ale zaczęliśmy edukacje od posłuszeństwa I stopnia, czego bardzo żałuję bo przedszkole to fajna sprawa:)
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, zgadzam się z tym, co napisała autorka bloga Pies w Warszawie: niektórym ludziom może być ciężko przyznać się, że wydali pieniądze na coś zupełnie bezwartościowego lub może się im wydawać, że słaby szkoleniowiec ma rację, za to ich pies jest głupi czy złośliwy (ach, ta antropomorfizacja). Opinie trzeba zbierać z różnych źródeł i do każdego z nich podchodzić krytycznie. Chyba, że mamy do kogoś wyjątkowe zaufanie.
UsuńCieszę się, że Miloł dobrze trafił. Co do przedszkola, to rzeczywiście jest czego żałować, bo jest tam co najmniej tyle samo zabawy co nauki, a mam wrażenie, że na późniejszych etapach szkolenia te proporcje przesuwają się bardziej w stronę pracy. ;)
Mądrze napisane :)
OdpowiedzUsuńMy nie miałyśmy okazji skorzystać z usług psiego przedszkola, bo jak Mila była mała, to w naszym mieście nie było takich zajęć organizowanych, a do najbliższej szkoły strasznie długo trzeba by się telepać najróżniejszymi środkami transportu. Mam nadzieję, że z kolejnym psiakiem, który na pewno kiedyś tam się u nas pojawi, będzie to możliwe :)
I dobrze, że nie dałyście sobie "przemówić do rozsądku" :)
OdpowiedzUsuńT na zdjęciu wygląda na conajmniej zadowoloną :) I oby przedszkole miało w sobie też trochę przedszkola a nie tylko twardą naukę :)
xoxo