W ten weekend (12-13 lipca) na hipodromie w Starej Miłosnej (Warszawa) odbędzie się Międzynarodowa Wystawa Psów Rasowych - impreza absolutnie wyjątkowa, bo tam właśnie będzie miał miejsce zarówno mój, jak i T. wystawowy debiut.
W głębi ducha dziwię się, że zdecydowałam się na ten krok - doskonale pamiętam, jak odbierając T. z Arislandu zapewnialiśmy hodowcę, panią Jadwigę Konkiel, że nie planujemy dla niej kariery psiej piękności, a jedynie pracę na pełny etat w charakterze domowego pieszczocha, który będzie cieszył serce właścicieli. Zainteresowanie wystawami nie pojawiło się nagle, ale rosło powoli, podsycane docierającymi do mnie z różnych stron komplementami: słysząc, że pies “bardzo wystawowo rośnie” i ma “piękną, lśniącą sierść” zaczęłam się zastanawiać, czy nie warto jednak spróbować swoich sił na ringu. I tak jeszcze w psim przedszkolu T. została nauczona, że dostawiać się należy do lewej nogi, a za wykonanie komendy “równaj” smakołyki dostaje tylko wtedy, kiedy idzie po tej właściwej stronie swojego człowieka. Wszystkie te działania edukacyjne podejmowane były jednak tylko “na wszelki wypadek”, bez pewności, że ich efekty kiedykolwiek rzeczywiście się przydadzą.
Również na “wszelki wypadek” jeszcze w lutym zapisaliśmy się do Związku Kynologicznego w Polsce - T. została zarejestrowana w ZKwP, a metryka zamieniona na rodowód (na odbiór tej magicznej karteczki czeka się około miesiąca/dwóch). Wtedy gdzieś z tyłu głowy zaczęły pojawiać się niesprecyzowane myśli, dotyczące wyjazdu na jakąś niewielką wystawę ramach sprawdzenia możliwości naszego psio-ludzkiego zespołu.
Przed podjęciem ostatecznej decyzji powstrzymywało mnie kilka kwestii. Przede wszystkim, T. od czasu pogryzienia, do którego doszło, kiedy miała 4 miesiące niekoniecznie dobrze czuje się w towarzystwie innych dużych psów - jej ulubieni towarzysze zabaw to zwykle psiaki, które na baczność przechodzą pod jej brzuchem. Na większych przedstawicieli swojego gatunku nie reaguje wprawdzie agresją lękową, ani paniką, mimo to łatwo dostrzec, że się niepokoi - przytula się wtedy do moich nóg, w wymownym geście “pańciu, ratuj”. Dodatkowo, wystawy - a dokładniej mówiąc, handling - kojarzyły mi się zawsze z, łagodnie rzecz ujmując, dość stanowczym traktowaniem psów, które kłóciło się z pozytywnym podejściem, jakie zdecydowaliśmy się stosować względem T. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze mój kompletny brak doświadczenia zarówno, jeżeli chodzi o przygotowanie szaty psa do konkursu piękności, jak i odpowiedniej prezentacji czworonoga.
Mimo to, w końcu zdałam sobie sprawę z tego, że tkwię w klasycznym impasie “chciałaby, a boi się” i postanowiłam spróbować. Po kilku tygodniach przygotowań przyszedł czas, by stawić czoło wyzwaniu. Jutro o 11.05 zaprezentuję T. czujnemu oku sędziego. Mam nadzieję, że rzeczywiście będzie to przypominać prezentację, a nie taniec świętego Wita.
Trzymajcie kciuki.
Spotkanie z profesjonalnym handlerem, Michałem Tajkiewiczem. |
Powodzenia !Kciuki będą mocno trzymane !
OdpowiedzUsuńPowodzenia! I oczywiście liczymy na relację :)
OdpowiedzUsuńpowodzenia!
OdpowiedzUsuńNo i super że się zdecydowaliście :). Trzymam kciuki! :)
OdpowiedzUsuń