Ostatnimi czasy jedzenie jest dla moich psów rzeczą najważniejszą na
świecie. Gambit od samego początku dał się poznać jako osobnik, w który w
puszce czaszki zamiast mózgu ma dodatkowy żołądek, Tytania z kolei po
sterylizacji rozwinęła w miejscu utraconej macicy prawdziwą czarną
dziurę, która chętnie pochłania wszystko co tylko znajdzie się w zasięgu
pyska. W związku z tym, skoro już nie mogę narzekać na motywację
pokarmową, bardzo pilnuję tego, aby coś na ząb zabierać ze sobą na
każdy, nawet najkrótszy spacer. A biorąc pod uwagę, że napychanie
kieszeni kurtek i spodni kawałkami parówek, czy nawet suchą karmą to nie
jest najlepszy możliwy pomysł na każdy rodzaj spaceru mam inny sposób
patent na wygodne noszenie przy sobie smakołyków. Dzięki temu moje
żarłoczne potwory nie czują się zaniedbane, a mnie udaje się chociaż
częściowo uniknąć zabrudzenia ubrań na poziomie menelskim minus. W takim
razie w czym noszę smakołyki na spacer (i nie tylko)?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwagi? Opinie? Chętnie poznam Twoje zdanie.
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.