sobota, 19 lipca 2014

Czarno-rudy spacer

Przez kilka ostatnich dni stolicę wizytował uroczy seter szkocki gordon, szerzej znany, jako pies Berek. Ewa, jego właścicielka, uznała, że dla T. to świetna okazja do biegania z futrzakiem większego kalibru i zaproponowała nam wspólny spacer. Oczywiście, nie mogłam odmówić, więc w sobotę spotkałyśmy się na Polu Mokotowskim.

Wczesne wstawanie nie jest moją mocną stroną, jednak zależało nam, aby ominąć upał i pojawiających się w dużej liczbie około południa plażowiczów, dlatego godzina zbiórki została ustalona na 8.00 rano. Istotnie, o tej porze w parku było jeszcze dość pusto - można było spotkać w nim jedynie spacerowiczów z psami i biegaczy, miałam więc nadzieję, że przyjemny, spokojny spacer. Mocno się przeliczyłam, bo jeszcze przed spotkaniem z Ewą zaliczyłyśmy z T. dość nieprzyjemny epizod. Kiedy dotarłyśmy nad brzeg jeziora, spuściłam T. ze smyczy, żeby mogła schłodzić się w wodzie. Wtedy podbiegł do niej niewielki kundel, zaczął szczekać, następnie warczeć, a później, gdy mój pies próbował ewakuować się z wody i przybiec do mnie - bronić dostępu na brzeg. Na moje prośby o odwołanie psa właścicielka zareagowała niemrawym mamrotaniem w stylu “ojej, co robisz, chodź tu chodź, chodź, zostaw pieska”, które, oczywiście, miało na zachowanie jej pupila zerowy wpływ. Podeszłam więc do psów i ryknęłam na agresora z wysokości swoich 163 cm wzrostu. Podziałało - pies uciekł do swojej pani, a ta odeszła z obrażoną miną. Zestresowałam się całą sytuacją nie tylko dlatego, że pies, nad którym opiekun nie ma żadnej kontroli biega bez smyczy i zachowuje się agresywnie, ale również dlatego, że przecież w bliskiej perspektywie miałyśmy spotkanie z Berkiem. Obawiałam się, czy T. po takiej “atrakcji” nie zareaguje na obecność gordona lękiem “na wszelki wypadek”. Ewę z Berkiem spotkałyśmy dosłownie minutę później, zaledwie kilka kroków dalej. Na szczęście, moje obawy zupełnie się nie sprawdziły. T. wprawdzie nie zapałała do Berka jakąś szczególną miłością, jednak nie traktowała go też, jak zagrożenia.

Bardzo liczyłam na to, że psiaki ze względu na tożsame preferencje zabawowe (tylko gonitwy, żadne kotłowaniny, czy podgryzanie) szybko znajdą wspólny język i zaczną razem biegać. T. komendy “biegaj” nigdy nie trzeba powtarzać dwa razy - obojętne, sama, czy w towarzystwie innego psiaka, zawsze jest gotowa do sprintu po trawniku. To dla niej najlepsza rozrywka, która daje jej więcej radości, niż cokolwiek innego. Tak było również i tym razem. Przez ponad dwie godziny spaceru, mój pies zatrzymywał się właściwie tylko po to, aby wskoczyć do wody i chwilę postać w przyjemnie chłodnej toni. Budujące natomiast było dla mnie to, że komenda oznaczająca “piesku, zwrot 180 stopni, bo inaczej zaraz wejdziesz w szkodę” działała ze stu procentową skutecznością, zarówno w przypadku rozłożonych na kocach plażowiczów, jak i rowerzystów, biegaczy oraz kaczek. Nieco gorzej było z przywołaniem - w tym przypadku T. pokazywała selektywną głuchotę.
"Gdzie ona tak biegnie?"
"Pobiegnę za nią!"
Nieznajomy piesek, który też chciał się bawić.

Berek był nieco mniej chętny do podobnych szaleństw. Może to kwestia nieznanego terenu, może kręcących się w okolicy innych piesków, może pysznych, śmierdzących wołowych płuc w mojej saszetce - dość powiedzieć, że Berek pięknie trzymał się Ewy, budząc tym samym moją dziką zazdrość. Były jednak momenty, kiedy dał się namówić na bieganie za patykiem (raczej: małą kłodą), krótką gonitwę z T., czy moczenie brzucha w jeziorze.
Berek aportuje patyki...
...ale po chwili znów grzecznie stoi obok pańci.

Dzięki temu, że T. jest samodzielna aż do przesady w kwestii zapewniania sobie spacerowych rozrywek, a Berek bardziej, niż na bieganie nastawiony był na mizianie mogłyśmy sobie z Ewą pogadać i wymienić się seterowymi doświadczeniami. Okazuje się, że nasze psy mają dość podobne charaktery, mierzymy się z podobnymi problemami wychowawczymi i obie jesteśmy bardzo przywiązane do pozytywnych metod szkoleniowych. Chyba pierwszy raz spotkałam osobiście kogoś, kto ma psa tak bardzo podobnego do T., więc spacer był tym bardziej ciekawy.

Na koniec, już z pieskami na smyczach, ruszyłyśmy w stronę metra. Tym, co było dla mnie szczególnie budujące jest fakt, że T. szła na smyczy tuż obok Berka nie pokazując cienia niepokoju. Była zrelaksowana i pozytywnie zainteresowana zarówno otoczeniem (bardziej), jak i idącym obok Berkiem (mniej). Jak widać, gordony wcale nie są takie straszne, jak wydawało się jej na wystawie. Jestem bardzo wdzięczna Ewie za pomoc w socjalizacji T. i miło spędzony czas. Szczególnie, że wraz z Berkiem przyjechała na Pole Mokotowskie praktycznie z drugiego końca świata, a podróż komunikacją miejską z seterem potrafi być trudnym doświadczeniem. Mam nadzieję, że kiedy ona i Berek znów zawitają do Warszawy uda się nam takie spotkanie powtórzyć.


PS. Jakość zdjęć spowodowana jest lenistwem P., który zamiast grzecznie fociać spacerowanie pieska wolał zostać w domu, w łóżku.

9 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa relacja ze spaceru. Sama próbuję u Fiony innej metody socjalizacji (raczej dużo spóźnonej nauki). Życzę wan jeszcze wspanialszych spacerków :).

    H&F

    OdpowiedzUsuń
  2. ah, dziękujemy za wspaniałą relacje i jeszcze wspanialszy spacer ! Naprawdę sweitnie sie bawilismy :) Jak trafnie zauwazyłaś - Berek był spokojny. Mysle ze to miało zwiazek z nowym terenem bo on parkowy nie jest i nie wie do konca jak to wszystko dziala. Szaleje na 100% w polach. Mysle ze tez znaczenie ma rożnica wieku u naszych szalenców. T. jest wspaniała - jestem zachwycona jej bieganiem i wspaniała pogodą ducha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie musimy w takim razie spotkać się kiedyś na jakichś prawdziwych polach: odezwij się, kiedy następnym razem będziesz w Warszawie, a ja dam znać, gdy będziemy się z T. wybierać do Krakowa. :) Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za to, że zdecydowałaś się z Berkiem przyjechać na Pole Mokotowskie, wiem, że to była dłuuga podróż. Bardzo miło było Was poznać. Berek jest przeuroczy.

      Usuń
  3. Czesc! Mam 13 miesieczna suczke setera gordona dla ktorej szukam towarzystwa do zabawy. Chetnie bawi sie ze wszystkimi psami, ale chcialabym, aby wybiegala sie z seterem. Nie spuszczam jej na polach mokotowskich, bo podekscytowana innymi psasmi nie przychodzi na zawolanie, a psow tam nie brakuje. Natomiast na polach trzyma sie w okolicy. Z checia spotkam sie gdzies za Warszawa jesli bys chciala. Znasz jakies fajne miejscowki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, wypad za Warszawę to dla nas pewien problem, bo nie jesteśmy zmotoryzowani. Oczywiście, T. jeździ komunikacją miejską i pociągami, ale dłuższa podróż, szczególnie z przesiadkami, jest męcząca dla całej naszej trójki, więc na spacery wybieramy raczej warszawskie parki (Pole Mokotowskie, Park Szczęśliwicki). Trudno więc polecić mi jakieś fajne miejsce spacerowe poza miastem (w tym względzie więcej wiem o Krakowie). Dobre opinie wśród psiarzy mają okolice Świdra, nadwiślańskie plaże tuż za Warszawą i dzikie plaże nad Zegrzem (tylko w kiepską pogodę).
      Polecam nie unikać problemu, ale ostro ćwiczyć przywołanie np. na linie treningowej, bo w przypadku setera brak odpowiednio mocnej komendy może się źle skończyć (pójdzie za tropem/pobiegnie za ptakiem i tyle będziesz widzieć swoje czarne szczęście).

      Usuń
    2. Ja polecam okolice Michalowic i za Jankami. Piekne pola gdzie pies moze biegac swobodnie i czasami zdarza sie wyploszyc nawet dzikie zwierzeta. Mamy wypracowana mocna metode powrotu i reakcje na gwizdek, ale to wszystko slabo dziala w parku. Sprawdza sie tylko w pracy na polu. W miescie trenuje z nia na lince od kilku miesiecy, ale ona dokladnie wie kiedy jest na lince a kiedy nie :))) W parku jej nie spuszczam, bo jest wiele duzych dominujacych psow, ktore czesto cwicza odruchy kopulacyjne na moim psie, przez co ona sie nie wybiega, a moim zdaniem tylko stresuje. Dlatego szukam dla niej towarzystwa znanego psa, wtedy swietnie sie bawi.

      Usuń
    3. Widzę, że do Michałowic można dojechać WKD, więc pewnie mogłybyśmy się tam kiedyś umówić na spacer.
      Co do linki, to można stosować metodę na skracanie. Kiedy uznajesz, że pewien etap nauki został pozytywnie zakończony obcinasz kawałek linki i np. z 20 metrów robisz 15, aż w końcu cała linka skraca się do 20 cm, które zwisają zawsze na grzbiecie psa i przypominają mu o tym, że jest coś takiego, jak komendy.

      Usuń
    4. Niedaleko WKD Michałowice jest stacja benzynowa BP i droga na pole. Jeszcze nie byłam z tamtej strony ale dam Ci znac jak to sprawdzę. Moze wybierzemy sie z rana w jakiś weekend? Zawsze moge Was podwieźć. Jak sie odsunie fotel max do tylu to sie z T. na pewno zmiescicie. Dwoch seterow to bym raczej do tylu nie dawała :))

      Usuń

Uwagi? Opinie? Chętnie poznam Twoje zdanie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...