Bywa, że sposób, w jaki traktują mnie ludzie, kiedy w towarzystwie T. pojawiam się w miejscach publicznych jest dla mnie trudny do zniesienia. Prawdę mówiąc, częściej zdarza mi się - przynajmniej w tej konkretnej kwestii - czuć źle i niekomfortowo, niż dobrze. Umieszczony w tytule wpisu skrót wymyśliłam w chwili przemożnej irytacji, po powrocie z kolejnego ciężkiego spaceru. Domyślacie się już, co oznacza P. I. E. S.?
Przypuszczam, że dla kogoś, kto miał okazję podróżować ze swoim czworonożnym przyjacielem komunikacją miejską lub spacerować z nim w zatłoczonym parku w pierwszy ciepły dzień wiosny rozszyfrowanie skrótu nie będzie problemem. To nic innego, jak Przedmiot Intensywnej Eksploatacji Społecznej. Skrót wziął się stąd, że mam wrażenie, iż wiele osób traktuje mojego psa, jak dobro publiczne, porównywalne, na przykład, z przystankiem autobusowym, słupem ogłoszeniowym lub koszem na śmieci, z których każdy może swobodnie korzystać, kiedy tylko ma na to ochotę.
Przypuszczam, że nie wszystkich spotyka to, co mnie - słyszałam, że właściciele czarnych psów mają pewną taryfę ulgową, bo ich pupile są uznawani za niebezpiecznych - jednak z rozmów ze znajomymi psiarzami wiem, iż problem, o którym piszę jest bardziej, niż mniej powszechny. Otóż, osoby nie posiadające psów (w dalszej części wpisu będę używać określenia “cywile”) nie wiedzą, jak zachowywać się, kiedy na swojej drodze napotkają czyjegoś czworonoga. Co więcej, nie zdają sobie sprawy ze swojej niewiedzy, a każdego psa, który wyda się im dostatecznie ładny traktują, jak dobro publiczne, narażając zarówno siebie, jak i zwierzę.
Krótka chwila spokojnego spaceru. |
***
Przez kilka pierwszych spacerów powszechne zainteresowanie, jakie wzbudzała T. traktowałam, jak komplement - niczym dumna ze swojej latorośli matka cieszyłam, że świat dostrzega piękno i urok mojego “dziecka”. Szybko jednak zaczęło mnie drażnić, że obce osoby cmokają i wołają mojego psa, zupełnie mnie przy tym ignorując, zwłaszcza, w sytuacjach, gdy zdecydowanie wolałam, aby T. pozostała przy mnie. Miałam nadzieję, że po tym, jak minie okres szczenięcy sytuacja ulegnie zmianie. Nic z tego. Historiami o bezczelności i głupocie ludzkiej mogę sypać z rękawa, niczym magik kartami. Co gorsza, z każdym dniem moja kolekcja się powiększa. Poniżej przedstawiam dwie dla pełnego ilustrowania problemu.
1. Jestem z T. w tramwaju, w drodze na Pole Mokotowskie. To starszy model, z wysokimi schodami, które dla młodego psa są barierą nie do pokonania. Stoję na samym końcu, w ostatnim wagonie, żeby nie przeszkadzać innym pasażerom. T. grzecznie siedzi przy nodze. Kiedy pojazd zatrzymuje się na przystanku drzwi się otwierają; z chodnika widać nas jak na dłoni. Trzy młode dziewczyny, na oko nastolatki, siedzące na ławce na przystanku i czekające na inny tramwaj zaczynają natychmiast wołać T. i cmokać, żeby zwrócić jej uwagę. T. podnosi się i ciągnie smycz, usiłując wyrwać się do schodów, na chodnik. Zatrzymuję ją i staram się skoncentrować na sobie. Nastolatki dalej robią swoje.
2. Rutynowy spacer na osiedlowym skwerze. T. radośnie biega po trawniku nie zwracając uwagi na ludzi wokoło. Nagle jakaś starsza kobieta siedząca z koleżanką na ławce zaczyna ją wołać. T., oczywiście, podbiega do niej i zaczyna witać się z nią z właściwym sobie entuzjazmem. Złote popołudnie przerywają krzyki: “proszę natychmiast zabrać tego psa!”. Oczywiście, przywołuję T., ale przeklinam przy tym w duchu - bo przecież to nie ja kazałam jej do tej ławki podejść.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ktoś zapytał mnie, czy może T. pogłaskać (P. ma w tym względzie więcej szczęścia; najwyraźniej moje 163 cm wzrostu nie budzą szczególnego respektu w narodzie). Co więcej, nigdy nikomu nie przyszło do głowy, aby przed wyciągnięciem ręki do psa upewnić się, czy nie gryzie lub nie jest agresywny wobec obcych. Dla 99% osób, które spotykam i które wchodzą w jakieś interakcje z T. nie istnieję dopóty, dopóki pies nie zacznie robić czegoś, co się im nie podoba. Wtedy zaczynają się krzyki. Dodam też, że gdy nie pozwalam T. się z kimś przywitać, sadzam ją przy sobie i przechodzień musi minąć nas bez wylewnych powitań z T. bywa, że spotykam się z pretensjami. Pytanie “A co, on niby taki agresywny?” wypowiedziane raczej pogardliwym tonem to chyba najłagodniejsze, co zdarzyło mi się usłyszeć.
Pomijając ewidentny brak kultury, traktowanie psów, jakby zamiast do jednej rodziny należały do całego świata może się kiedyś źle skończyć - nie tylko dla człowieka. Przyjrzyjmy się obu stronom problemu.
Człowiek
1. Nie każdy ładny pies jest przyjaźnie nastawiony do obcych. Czworonogi z trudną przeszłością potrafią zachowywać się wzorowo, kiedy nikt ich nie zaczepia, ale widząc rękę uniesioną do głaskania mogą zaatakować, kierowane agresją lękową. Poza tym, trzeba pamiętać, że nie wszyscy psiarze to rozsądni, odpowiedzialni ludzie: zdarza się, że agresywny pies podczas spacerów biega bez smyczy i kagańca. Każdy, kto bez konsultacji z właścicielem zaczepia cudzego psa ryzykuje pogryzienie.
2. Dla psa dobry spacer często wiąże się z bieganiem po kałużach i błocie oraz tarzaniem się w trawie. Osoba, która przywołuje cudzego psa, radośnie hasającego po trawniku naraża swoje ubranie na bliskie spotkanie z brudnymi psimi łapami i zaślinionym pyskiem podczas wylewnego, często skocznego powitania.
3. Dzieci często kopiują zachowania dorosłych. Można się więc spodziewać, że widząc, jak bez obaw ich rodzice, wujkowie i ciocie podchodzą do nieznanych psów wkrótce zaczną zachowywać się tak samo. Nie każdy pies lubi i akceptuje dzieci. Poza tym, przedstawiciele dużych ras mogą przez przypadek na przykład przewrócić dziecko, chcąc się z nim przywitać. Biorąc pod uwagę prawie zupełny brak edukacji kynologicznej w placówkach oświatowych dorośli nie mogą pozwolić sobie na dawanie dzieciom złego przykładu w tak ważnej kwestii.
4. Zaczepianie czyjegoś psa - chociaż, niestety, najwyraźniej akceptowalne społecznie - jest w gruncie rzeczy niekulturalne. Przeprowadźmy eksperyment myślowy: w wyobraźni podmieńmy uroczego czworonoga na damską torebkę, spoczywającą na ramieniu zmierzającej przed siebie właścicielki. Czy widzieliście kiedyś aby ktoś - bez względu na to, jak bardzo zauroczony rzeczoną torebką - bez słowa podszedł do obcej kobiety, wyrwał jej przedmiot, obejrzał, pomacał, a następnie oddał i odszedł, jak gdyby nigdy nic? Właśnie. Ja również nie. Pies jednak nie jest po prostu rzeczą, dlatego proponowany eksperyment myślowy przeprowadzimy raz jeszcze, tym razem panią z torebką zamieniając na młodą matkę z maleńkim dzieckiem w wózku. Jestem pewna, że ktoś, kto bez słowa wyjąłby niemowlę ze spacerówki, by chwilę się z nim pobawić spotkałby się z uzasadnioną złością ze strony matki, a nawet - przedstawicielem władz.
Pies
Zachowanie, o którym tu mowa nie wpływa dobrze na psy, nawet te najbardziej sympatyczne i przyjazne, czego doskonałym przykładem jest T.
1. Próby przywołania psa lub zwrócenia na siebie jego uwagi mogą narazić go na niebezpieczeństwo, jeżeli zdecyduje się odpowiedzieć na wołanie. Opisana wyżej sytuacja z tramwajem jest najlepszym przykładem takiego nieodpowiedzialnego zachowania.
2. Niestety, mało który cywil zdaje sobie z tego sprawę, ale każdy kto zaczepia psa przykłada rękę do jego edukacji. Staram się uczyć T. ignorowania obcych i właściwego witania się z tymi, z którymi pozwalam się przywitać, ale niewiele to daje, skoro cała reszta świata pokazuje jej, że może każdego bezkarnie zaczepiać. 9 na 10 przypadków, w których T. podbiegnie do kogoś nie wiąże się z żadnymi nieprzyjemnościami. Trzeba jednak pamiętać o tym, że są osoby, które nie lubią psów lub się ich boją i widząc biegnącego w ich stronę dużego psa zdecydują się użyć np. gazu pieprzowego. Próby zaczepiania obcego czworonoga to z jednej strony niszczenie pracy, jaką właściciel wkłada w wychowanie psa, z drugiej narażanie na nieprzyjemności tych, którzy obawiają się tych zwierząt i nie chcą mieć z nimi do czynienia.
Pies to nie P. I. E. S. Chcesz pogłaskać - zapytaj!
Ps. Do wszystkich opiekunów psów lękliwych: swego czasu po anglosaskiej stronie Internetu krążyła infografika The Yellow Dog Project (możecie zobaczyć ją tutaj). Idea polega na tym, aby każdy pies, który potrzebuje więcej przestrzeni ze względu na agresję lękową, okres rehabilitacji, czy cieczkę miał przy obroży/ smyczy przypiętą żółtą wstążeczkę, aby swój problem z daleka zasygnalizować innym. W Polsce wprawdzie akcja się nie przyjęła, ale Monika Pikulik, trenerka współpracująca z psią szkołą Kamiga i właścicielka strachliwej Lary wpadła na świetny pomysł: zamówiła swojej suczce żółtą kamizelkę z napisem "I need space". Podobno uczestnikom jednej z kamigowych grup przedszkolnych pomysł tak się spodobał, że wszyscy sprawili swoim pupilom podobne kamizelki z napisem: "Nie przeszkadzaj, pracuję". Wprawdzie takie ubranko to tylko półśrodek, ale będąc opiekunem psiaka z dużym bagażem doświadczeń z pewnością warto go wypróbować.
Drugą część tekstu znajdziecie TUTAJ.
Drugą część tekstu znajdziecie TUTAJ.