piątek, 28 listopada 2014

Recenzja: kula dla psa o zapachu wanilii

Po tym, jak T. zdecydowała się kompletnie zlekceważyć Konga i to bez względu na jego zawartość obiecywałam sobie, że nie będę więcej wyrzucać pieniędzy na tego typu zabawki. Doszłam do wniosku, że najwyraźniej mój pies nie pojmuje idei zdobywania jedzenia za pomocą swoich zębów i uważa, iż wszystko powinien mieć podane co najmniej na srebrnej tacy (ach, ci arystokraci! same z nimi problemy). Wiadomo, seter irlandzki - niczego innego nie należy się po nim spodziewać, a takie nastawienie pozwoli przynajmniej nieco podreperować kondycję portfela, która wyjątkowo cierpi, kiedy przychodzi do kupowania psich gadżetów… Swoje postanowienie złamałam po tym, jak T. podczas spaceru zaczęła interesować się kulą-smakulą, przyniesioną przez znajomych psiarzy. Miałam w sobie dostatecznie dużo godności, aby nie pobiec od razu do sklepu, jednak kulę-smakulę kupiłam przy najbliższej nadarzającej się okazji. W ten sposób stałam się posiadaczką kuli dla psa o zapachu wanilii firmy Karlie.


Teoria...

Kula dostępna jest w dwóch rozmiarach: większym, o średnicy 10 centymetrów oraz mniejszym, o średnicy 5 centymetrów. Mogłoby się wydawać, że dla setera odpowiedni będzie ten większy model, jednak nie dajcie się zwieść pozorom: 10 cm to wcale nie tak mało, a kula o tych wymiarach to spora piłka, która będzie nadawać się raczej dla doga niemieckiego. W związku z tym, zdecydowałam się na ten mniejszy model, wielkością odpowiadający mniej więcej piłce tenisowej. Zabawka dostępna jest w trzech kolorach: różowym, niebieskim i żółtym. Jak każdy kto chociaż raz zgubił w trawie podczas zabawy z psem piłeczkę tenisową doceniam brak zielonego w gamie kolorystycznej. Nie trudno się też domyślić, że kula, którą kupiłam T. ma kolor różowy, najbardziej rzucający się w oczy, tak w trawie, jak i na śniegu, czy domowym dywanie. Wykonana jest z dość mocnej, acz nie przesadnie twardej gumy - przy odrobinie wysiłku można np. ścisnąć ją w dłoni. W przypadku raczej delikatnego setera sprawdza się dobrze, trudno natomiast powiedzieć, czy bardziej energicznie pracujący zębami czworonóg nie zdoła szybko przerobić jej na strzępy. Warto przy tym podkreślić, że jest to nie tyle gryzak, co prosta zabawka interaktywna, która wymaga od psa przesuwania nosem, czy trącania łapą, aby dostać się do ukrytych w środku smakołyków.
Kulę najlepiej jest wypełnić suchymi, psimi ciasteczkami, aby mieć pewność, że nic nie zostanie w środku, by po jakimś czasie zaskoczyć nas niezbyt przyjemnym zapachem.
Mniejsza wersja kuli ma wielkość mniej więcej taką, jak piłka tenisowa.
Farsz użyty do wypełnienia kuli nie powinien zbyt duży.

Zabawka zaopatrzona jest w dwa otwory: przez jeden z nich, zamknięty czymś na kształt złożonej z czterech cienkich, gumowych płatków zastawki, do środka wkłada się smakołyki, przez drugi natomiast “farsz” wypada, kiedy kula jest ruchu. Wnętrze zabawki nie jest po prostu puste, tylko podzielone na przedziały tworzące krótki labirynt, który ciastko musi pokonać, nim wypadnie ze środka. Dzięki temu nie wystarczy raz przetoczyć jej po podłodze, aby dostać się do smakołyków: psiak musi trochę popracować łapami i pyskiem, aby ciastka wypadły na zewnątrz, więc strudzony właściciel może zyskać nawet kilkadziesiąt minut spokoju. Trzeba natomiast pamiętać, że nie każde smakołyki będą nadawać się do wypełnienia piłki. Ciastka, które wrzucimy do środka muszą być odpowiednio małe i ciężkie, aby miały szansę przebyć drogę od jednego otworu do drugiego. Odpada zatem wypełnienie kuli na przykład kawałkami lekkich, suszonych płuc wołowych, czy żwaczy, a także surowym mięsem, które z pewnością utknie w środku zabawki i prędzej zepsuje się, niż wydostanie na światło dzienne. Kula wyklucza więc użycie najbardziej śmierdzących, a zatem i najbardziej zachęcających psa do aktywności delikatesów. Zdaniem producenta ten problem ma rozwiązać zapach wanilii, który powinien dodatkowo zachęcać psa do zainteresowania się zabawką i walki o ciasteczka.

...w praktyce

Jak zabawa kulą wygląda w rzeczywistości? T., która dotychczas nie miała do czynienia z zabawkami interaktywnymi, nie była szczególnie zainteresowana kulą, gdy zobaczyła po raz pierwszy swój egzemplarz (w myśl zasady "kradzione nie tuczy" kula sąsiadów wzbudziła sporą ciekawość). Nie sądzę więc, aby zapach wanilii spełniał swoją funkcję - zdecydowanie większy entuzjazm, niż sama gumowa piłka budził szelest foliowego woreczka z psimi ciastkami, których użyłam, jako nadzienia. Jednak przy odrobinie zachęty z mojej strony, połączonej z prezentacją funkcjonalności zabawki sama kula również okazała się warta uwagi. Wystarczyło kilka minut wspólnego toczenia jej po dywanie i radosne piski na widok wypadających ze środka zabawki smaczków. Nie oznacza to wcale, że dalej szło już z górki: T. mieszkanie uważa przede wszystkim za miejsce, w którym można zdrzemnąć się w oczekiwaniu na kolejny spacer, a jej placem zabaw są okoliczne parki i trawniki. W związku z tym dość ciężko ją przekonać, że tej, czy innej zabawce warto poświęcić czas, który w innym wypadku przeznaczony byłby na sen lub patrzenie na pańcię w smutny sposób ("No chodźmy już na spacer..."). Kula nie cieszy się więc dostatecznym zainteresowaniem, aby T. mogła bawić się nią samodzielnie, z własnej, nieprzymuszonej woli - w naszym wypadku za każdym razem potrzebna jest do zabawy pańcina asysta.

Oczywiście, kula to nie tylko zabawka domowa. Z powodzeniem można stosować ją również na spacerach, na przykład jako piłkę do aportowania. Nie jest to jednak rozwiązanie dla wszystkich psów. W przypadku T., prawie zupełnie pozbawionej pasji aportowania, sprawdza się nieźle, bo pies, który zwykle lekceważy wszystkie rzucane mu gadżety jest gotów ruszyć cztery łapy i podjąć zabawkę. Można więc kulę wykorzystać, jako "aport dla opornych", trzeba jednak mieć na uwadze fakt, że w przypadku psów mocno nakręconych na zdobywanie smakołyków rzucanie kuli może skończyć się na zabawie "złap mnie, jeśli potrafisz", a o oddaniu aportu będzie można co najwyżej cichutko pomarzyć. W tym miejscu trzeba również zaznaczyć, że dociążona ciasteczkami kula jest bardzo wygodna w obsłudze: ma odpowiednią masę, by latać daleko i z impetem, co więcej pięknie odbija się od ziemi, zamiast po prostu utknąć w trawie.

Bez wątpienia, T. jest marnym testerem psich zabawek (konia z rzędem temu, kto wymyśli zabawkę, w której mój pies zakocha się na zabój!), mimo to mogę śmiało powiedzieć, że z odpowiednim nadzieniem kula świetnie sprawdzi się, jako “zabijacz czasu”, kiedy psiak musi dłużej zostać sam w domu, a także, jako pierwsza zabawka interaktywna dla psów, które dotychczas nie miały styczności z tego rodzaju gadżetami. Można użyć jej również, jako aportu na spacerze - nie tylko dobrze leży w dłoni, ale też lata lepiej i dalej, niż standardowa piłka tenisowa. Polecam wszystkim właścicielom futrzaków lubiących psie zabawki.


Wady i zalety

+ wielofunkcyjność;
+ konstrukcja wewnętrzna sprawia, że niełatwo dobrać się do smakołyków;
+ dobrze się nią rzuca;
+ dobra dostępność (drogie, ale wszechobecne sklepy Kakadu);
+ cena;

- nie nadaje się do każdego rodzaju smakołyków.

11 komentarzy:

  1. Fajna ta zabawka :) Jestem ciekawa, czy mojemu psu by się spodobała, skoro nawet T. się podoba :) jak będę miała możliwość to kupię

    OdpowiedzUsuń
  2. No moje psiaki nigdy jakoś nie miały takich zabawek. Więc chyba najwyższy czas to zmienić ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze można pomyśleć o kongu wobblerze :) Skoro T, się tak podobają?:) Ja na razie wycofałam się z takich zabawek, bo Ru bardzo nie lubi dzielić się jedzeniem, a Balu skrzętnie jej ustępuje :) Jak Balu był mały to była świetna zabawka na zajęcie szczenięcego móżdżku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie idealne było by całkowite zrezygnowanie z miski, więc bardzo chciałabym, żeby T. przekonała się do klasycznego Konga, obawiam się jednak, że taki dzień nigdy nie nastąpi. Z kolei Kong Wobbler bardzo mi się podoba, ale mam wrażenie, że kupowanie go jest trochę pozbawione sensu, bo to właściwie taka kula smakula, z tym, że działająca na nieco innej zasadzie. Myślę, że na razie wystarczy nam to, co mamy. :)

      Usuń
  4. Kula smakula kolejna rzecz na naszej długiej liście oczekujących.Wydaje mi się, że wszystkie te gumowe piłki o zapachu wanili, bardziej psa odstrzają niż przyciągają, ale oczywiście to moja opinia (mnie ten zapach bardzo drażni).

    H&F

    OdpowiedzUsuń
  5. Te piłki to fajny wynalazek, jednak zapachowej bym nie kupiła. Psa powinien kusić zapach smakołyków ze środka a nie chemiczna wanilia. My używamy podobnej, ale z labiryntem w środku, przez co zawartość trudniej wypada i pies musi się trochę nakulać. Connor dostaje pół porcji suchej karmy do piłki kiedy wychodzę do pracy. Niestety załapał o co chodzi, kombinuje mocno turlając lub odbijając o ścianę i opróżnia ją zdecydowanie za szybko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy kula rzeczywiście pachnie wanilią - na mój nos zapach zdążył wywietrzeć jeszcze w sklepie, ale na potrzeby recenzji grzecznie przepisałam to, co producent umieścił na opakowaniu. :P Z drugiej strony, mój pies to specyficzna bestia, która uważa, że zdobywanie jedzenia jest niegodne i bez względu na zapach trudno ją zainteresować tego typu zabawką - również w tym przypadku bardziej kusi ją ruch piłki toczącej się po podłodze, niż ukryte w niej smakołyki. :)

      Usuń
    2. A T. nie potraktuje tego co wypadło jako nagrodę za kulanie?

      Usuń
    3. T. nie jest i nigdy nie była psem nakręconym na smakołyki. Owszem, jedzenie jest dla niej nagrodą, ale często raczej taką "przy okazji", którą w ostateczności można podjąć, po drodze do tego, co naprawdę się liczy. ;)

      Usuń
  6. Mamy gdzieś zabawkę na smakołyki, a ostatnio też kupiłam jolly jumper ball glow, która ma otwór na ciastki i świeci w ciemności. Jednak Bohun ma takie samo zdanie o zabawkach co T. ;) zabawa takim gadżetem jest na 2min, po czym bury traci zainteresowaniem, jak coś nie chce wypaść. Jeśli chodzi o aport, to cóż, fafik niestety sam się nie wybiega i na popołudniowy spacer zawsze noszę piłkę w nadziei, że może tym razem się uda ;) podsunęłaś mi pomysł - a raczej rozwiązanie dla większego zainteresowania piłką- po prostu za mało piszczę z radości jak Bohun za nią poleci! Do tej pory szczytem było: Tak! TAK! Dobrzeeeee. O mamo co my mamy z tymi psami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachowywanie się podczas treningu z psem z entuzjazmem uciekiniera ze szpitala psychiatrycznego naprawdę pomaga! Serio! Ja się cieszę do T. jak głupia, kiedy uczymy się nowych rzeczy i z czasem trochę spuszczam z tonu, jak już dana sprawa nie jest taka znowu nowa. ;)

      Usuń

Uwagi? Opinie? Chętnie poznam Twoje zdanie.

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...