niedziela, 29 czerwca 2014

Psia Dolina 2014

29 czerwca na warszawskim Służewiu odbyła się Psia Dolina - zorganizowana przez grupę DogBlog, Służewski Dom Kultury i Spółdzielnię mieszkaniową “Służew nad Dolinką” impreza promująca aktywne spędzanie czasu z psem. Świetna okazja zarówno do poznania pozytywnie zakręconych na punkcie psów ludzi, jak i zmęczenia psa na nowym, ciekawym terenie spacerowym - okazja, którą prawie przepuściliśmy. Poranna ulewa zdecydowanie nie zachęcała do wyjścia z domu, jednak po krótkich negocjacjach postanowiliśmy wziąć przykład z pogodoodpornej T. i nie przejmować się niezbyt sprzyjającą aurą. Po upewnieniu się, że impreza nie została odwołana z powodu deszczu, wydobyłam więc z otchłani szafy kalosze i ruszyliśmy w drogę. Decyzja okazała się słuszna, bowiem niebo rozpogodziło się krótko po tym, jak wyszliśmy z domu i z każdą chwilą robiło się coraz bardziej słonecznie.

Jazda komunikacją miejską z Muranowa do Dolinki Służewieckiej to niemała wyprawa. Z tego powodu na miejsce dotarliśmy krótko przed południem - nie udało się nam zatem wziąć udziału w zaplanowanym na godzinę 11 wspólnym spacerze. Trochę żałuję, bo to dobra okazja do ciekawych rozmów i integracji, jednak z drugiej strony po długiej podróży autobusem T. wprost roznosiła energia, więc spacer na smyczy w towarzystwie sporej grupy innych psów z pewnością nie byłby dla niej atrakcją. Dlatego zamiast gonić spacerowiczów, którzy mignęli nam gdzieś w oddali, kiedy maszerowaliśmy z przystanku w stronę amfiteatru skorzystaliśmy z panującej wokoło pustki. T. mogła rozprostować łapy i trochę (jak zwykle: za mało) pobiegać bez smyczy. Przy okazji wykąpała się w każdej napotkanej na drodze kałuży, toteż kiedy wreszcie znaleźliśmy się w amfiteatrze bardziej, niż setera irlandzkiego przypominała potwora z bagien. Chwilę pokręciliśmy się w okolicy stoisk, podziwiając między innymi piękne obróżki PawSitive Dog, by następnie ruszyć w stronę Alejki Fotografów, królestwa Agnieszki i Łukasza z Dogografii, którzy uwiecznili na zdjęciu mnie i mojego utytłanego w błocie rudzielca. Czy może raczej starali się uwiecznić, bo T. ewidentnie w głowie miała jedynie myśli o swobodnym bieganiu i na skupienie nie pomagały nawet smakowicie śmierdzące wołowe płuca. Przypuszczam więc, że portret - mimo niewątpliwych zdolności i talentu fotografów - będzie prezentować się raczej koszmarnie.
Służewiecki amfiteatr, będący centrum wydarzeń.
Z Alejki Fotografów trafiliśmy wprost na pokazy frisbee. Razem z nami fenomenalne psiaki i ich przewodniczkę obserwował spory tłum złożony zarówno z ludzi, jak i z psiaków. I, trzeba przyznać, było na co popatrzeć - to właśnie podczas pokazu frisbee zrobiłam najwięcej zdjęć. Jeżeli chcecie rzucić okiem na latające psiaki, zapraszam na seterowego Facebooka, gdzie czeka na Was cały album zdjęć.
Latający pies i jego przewodniczka w akcji.
Psio-ludzka publiczność.
Niespożytkowana energia wprost wylewała się z T. uszami, toteż natychmiast po zakończeniu pokazu uciekliśmy w stronę Służewskiego Domu Kultury, a właściwie położonych nieco dalej łąk i małej rzeczki, oferującej najlepsze błotne SPA w okolicy. Na terenie imprezy czworonogi miały być prowadzone na smyczach, więc grzecznie oddaliliśmy się od centrum Psiej Doliny, by T. mogła się wybiegać i zażyć mulastej kąpieli. Kiedy T. zajmowała się bieganiem, będącym zdecydowanie jej ulubioną rozrywką, my mogliśmy dać odetchnąć naszym zmęczonym stawom. Mieliśmy przy tym miłe towarzystwo, bowiem biegający pies został rozpoznany przez zmierzających w stronę amfiteatru czytelników bloga (wow, naprawdę ktoś go czyta!), którzy dołączyli do nas i zostali z nami na dłuższą pogawędkę. Serdecznie pozdrawiamy i raz jeszcze polecamy rudzielce z Arislandu!

Po godzinie gonienia za owadami, cieniami i patykami oraz moczenia się w rzeczce T. była odpowiednio zmęczona, a tym samym gotowa na “powrót do społeczeństwa”. Akurat dochodziła 14, udaliśmy się więc do siedziby Domu Kultury, gdzie odbywały się wykłady. W budynku pies po jakimś czasie zdołał wyciszyć się i grzecznie ułożyć na podłodze. Najpierw jednak T. została dość intensywnie obszczekana przez Nucię. Ruda szczekania nie lubi, zestresowała się więc i w pierwszym odruchu chciała dać w długą, przed czym powstrzymała ją smycz. Później za straty moralne T. została przez panią Nuci obdarowana plecioną kostką. W tym miejscu chciałabym podziękować zarówno za zabawkę, jak i niesamowicie miły gest.

Poza tym jednym incydentem wykłady przebiegały w zaskakująco spokojnej atmosferze. Na sali znajdowało się sporo psiaków, jednak wszystkie zachowywały się nadzwyczaj kulturalnie, zapewne zmęczone wcześniejszymi atrakcjami, ich właściciele mogli więc spokojnie wysłuchać prelegentów. Anita Janeczek-Romanowska, właścicielka Nuci, mówiła o przygotowaniu psa na pojawienie się w domu dziecka, a Agnieszka i Łukasz z Dogografii podpowiadali, jak można robić psiakom lepsze i ładniejsze zdjęcia. Jako, że oba tematy są mi raczej obce sporo się dowiedziałam. Zostałam także zmotywowana do zapoznania się z fascynującą opowieścią, o niesamowicie wciągającej fabule i wartkiej akcji, szerzej znanej jako instrukcja obsługi Nikona D7000.
Przed Służewieckim Domem Kultury.
Trudno mi wypowiadać się na temat organizacji wydarzenia, bo ze względu na spore spóźnienie, połączone z koniecznością rozładowania energii psa ominęło nas sporo atrakcji, w tym wspólny spacer i wszystkie konkursy. Zauważyłam natomiast, że pojawiał się problem ze zlokalizowaniem wydarzenia - gdy T. biegała, kilkakrotnie byliśmy pytani o to, gdzie właściwie odbywa się Psia Dolina i jak tam trafić. Następnym razem warto więc pomyśleć o zamieszczeniu na Facebooku mapek dojścia na miejsce z komunikacji miejskiej i najbliższego parkingu oraz jakichś drogowskazach w samym parku.

Wycieczka do Psiej Doliny pozwoliła nam ciekawie spędzić czas, lecz również odpowiednio zmęczyć T., która po powrocie do domu padła, niczym ścięty kwiat (lilia błotna?). Mam wrażenie, że poranne załamanie pogody zadziałało na korzyść imprezy, która dzięki temu nie była tak oblegana, jak wskazywało na to założone na Facebooku wydarzenie (253 osoby zdeklarowały swoje przybycie!). Dzięki temu psy i ludzie nie odbijali się od siebie, co z pewnością w jakimś stopniu przełożyło się na miłą atmosferę oraz brak incydentów wskazujących na “poważne różnice zdań” wśród czworonogów. Nie trudno się domyślić, że Psią Dolinę oceniam bardzo pozytywnie. Do zobaczenia za rok?

PS. Po więcej zdjęć zapraszam na seterowego Facebooka.

piątek, 27 czerwca 2014

Wakacje: z psem, czy bez?

Zbliżają się wakacje. To okres wypoczynku i wyjazdów, kiedy każdy odpowiedzialny i postępujący etycznie właściciel staje przed trudnym wyborem: lepiej zabrać czworonożnego pupila ze sobą, czy na czas nieobecności zapewnić mu odpowiednią opiekę? Warto poważnie zastanowić się nad tym, która z wymienionych opcji będzie w danym przypadku najlepsza.

Zacznijmy od najbardziej podstawowej sprawy: każdy z nas wypoczywa inaczej. Jedni najbardziej cenią sobie spędzanie czasu na łonie natury, inni natomiast lubią poznawać miasta, zajmujące wysokie miejsca na turystycznej mapie świata. Są osoby, które lubią swobodę, jaką dają samodzielnie zorganizowane wakacje, są jednak i takie, które preferują wycieczki z biurem podróży, podczas których nie muszą się troszczyć o żadne przyziemne sprawy. To trywialne stwierdzenie, ale warto uświadomić sobie, że nie wszystkie style wypoczynku będą pasować do urlopu w psim towarzystwie. Jednocześnie, wcale nie oznacza to, że którakolwiek z wymienionych opcji nie jest możliwa do zrealizowania z czworonożnym przyjacielem. W myśl przysłowia “Dla chcącego, nic trudnego”, osoba zdeterminowana z pewnością znajdzie sposób, aby zabrać ze sobą psa w podróż do Paryża, czy na wycieczkę z biurem podróży. Nie chodzi o to, czy się da, ale o to, jak towarzystwo pupila przełoży się z jednej strony na jakość wyjazdu, z drugiej natomiast na komfort życia psa. Góry, jeziora, przestrzeń i swobodna - w takim otoczeniu zarówno właściciel, jak i pies będą czuli się doskonale. Nie jestem jednak pewna, czy miejskie wakacje z psem to dobry zawsze pomysł. Czy będziemy w stanie zapewnić zwierzęciu realizację jego podstawowych potrzeb, odpowiednio długie i ciekawe spacery, wspólnie spędzony czas? Jeżeli zamierzamy skupić się na zwiedzaniu, co zrobimy z psem, gdy będziemy chcieli wejść do galerii, czy muzeum? Na pewno nie ma sensu narażanie psa na samotne siedzenie w pokoju hotelowym. Z drugiej strony, jeżeli zdecydujemy się wszędzie zabierać ukochanego czworonoga, to czy jego obecność w końcu nie stanie się dla nas frustrująca, gdy będziemy zmuszeni odmówić sobie wejścia do trzeciej z rzędu atrakcji?

Powyższa pisanina może wydawać się cokolwiek abstrakcyjna, pozwólcie więc, że poprę ją przykładem. W długi weekend majowy pojechaliśmy na Mazury - wyjazd był z każdej strony dostosowany do psa, który wypoczywał razem z nami, biegając po lasach i kąpiąc się w jeziorze. W sierpniu natomiast jedziemy do Londynu. W planach jest nie tylko bardzo intensywne zwiedzanie miasta, lecz również całodzienne siedzenie na Lonconie. Taka wycieczka nie byłaby dla T. żadną atrakcją, bo przypuszczalnie nie bylibyśmy w stanie zajmować się nią tak, jak na to zasługuje. T. zostanie więc w Warszawie.
Morska bryza mierzwiąca sierść - czego chcieć więcej?
Druga ważna kwestia to dojazd do miejsca, w którym zdecydowaliśmy się spędzić urlop. Oczywiście, osoby zmotoryzowane są w tym przypadku uprzywilejowane, bo mogą bezpiecznie przewieźć psa w doskonale znanym mu samochodzie, a podróż zaplanować tak, żeby wpleść w nią przerwy na spacer i załatwienie potrzeb fizjologicznych. Trasę można ułożyć tak, aby była atrakcyjna dla każdej składowej psio-ludzkiego tandemu, co świetnie pokazują autorzy bloga urlopnaetacie.pl, którzy cenne wolne dni wykorzystują na podróże w towarzystwie swojej suczki, Luśki. Trudniej będzie osobom skazanym na transport publiczny. Z przewiezieniem psa pociągiem nie powinno być, na szczęście, większych problemów, trzeba natomiast zastanowić się, ile godzin czworonożny członek rodziny jest w stanie spędzić razem z nami w przedziale nie męcząc się. Transport lotniczy z kolei jest rozwiązaniem tylko dla małych ras, które mogą towarzyszyć ludziom na pokładzie, pod warunkiem, że razem z transporterem ich waga nie przekracza 8 kg. Opiekunowie małych piesków są więc uprzywilejowani i mogą cieszyć się większą swobodą w wyborze kierunków wakacyjnych. Natomiast, moim zdaniem, samolot jest zupełnie niedostępny dla dużych ras - ja w każdym razie nie skazałabym T. na konieczność spędzenia podróży w luku bagażowym, chyba, że chodziłoby o przeprowadzkę na stałe.

Warto również w tych rozważaniach pozwolić sobie na odrobinę egoizmu. Urlop lub wakacyjny wyjazd to coś, na co czekamy cały rok, dlatego dobrze jest zadać sobie pytanie o to, jak obecność psa wpłynie na jakość wypoczynku. Mamy brzydką tendencję do antropomorfizowania naszych ulubieńców, jeżeli więc wymarzona wycieczka ma zostać zepsuta “przez tego złośliwego kundla” (który przecież nie jest niczemu winien!) może powinniśmy odpocząć od psiaka przez kilka dni? Szczególnie, że pies z pewnością nie pozostanie obojętny na irytację właściciela, co w połączeniu z zupełnie nowym środowiskiem może być dla niego mniej komfortowe, niż pobyt u rodziny, przyjaciół lub w profesjonalnym hotelu dla zwierząt. Dzięki krótkiej rozłące zdążymy za psem zatęsknić i na nowo nabrać entuzjazmu do wspólnej pracy.

Co zrobić, kiedy po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw okazuje się, że dla naszego ulubieńca korzystniej będzie zostać w domu? Musimy zastanowić się, jak psiak zniesie rozłąkę ze swoją rodziną. Często spotykam się z wypowiedziami utrzymanymi w tonie “mój ukochany Fifi zapłakałby się na śmierć, gdybym zostawił/zostawiła go samego na tydzień!” lub “nie wyobrażam sobie, aby mój pies musiał przebywać pod opieką obcej osoby”. Oczywiście, są czworonogi, które bardzo źle znoszą rozstania z właścicielem i jeżeli nasz pupil należy do tej kategorii nie ma sensu go męczyć - trzeba po prostu przykroić swoje wakacyjne plany do jego miary. Mam jednak wrażenie, że cytowane powyżej stwierdzenia są wśród psiarzy mocno nadużywane. Tymczasem, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: nie każdy pies to Lessie, nawet, jeżeli bardzo chcemy, aby tak właśnie było. Często przy okazji krótkotrwałej rozłąki bardziej od psa cierpi właściciel - nie tylko z tęsknoty, ale również ze względu na świadomość, że jego pupil może bez niego wesoło spędzać czas i normalnie funkcjonować. Krótko mówiąc, cierpi byt najbardziej na świecie wrażliwy - ludzkie ego. Wiem co mówię, bo mnie samej trochę zajęło pogodzenie się z tym, że T. lubi wszystkich jak leci i przebywanie w hotelu razem z psimi kumplami to dla niej lepsze wakacje, niż włóczenie się ze mną np. po wąskich, kamiennych ulicach upalnej Genui.

Bez wątpienia, wakacje z psem to fajna sprawa, pod warunkiem, że z wypoczynku korzystają zarówno czworonóg, jak i jego właściciel. Warto zastanowić się, czy podczas planowanego urlopu obie składowe psio-ludzkiego duetu będą mogły wesoło i ciekawie spędzić czas.
Pieseł w wakacyjnej stylówce.

photo credit: CharlesFred via photopin cc 
photo credit: madlyinlovewithlife via photopin cc

piątek, 20 czerwca 2014

P. I. E. S. czy pies? Cz. 2

Jakiś czas temu poruszałam kwestię tego, jak społeczeństwo traktuje mnie i mojego psa, kiedy pojawiamy się w przestrzeni publicznej. Później temat podjęła w nieco innym kontekście autorka bloga Pies w Warszawie. Reakcja na teksty była bardzo żywa, wielu właścicieli czworonogów zeznało, że ma podobne, nieprzyjemne doświadczenia, a także przeżywa stres i irytację, kiedy natrętni głaskacze, nieproszeni wyciągają ręce prosto w stronę pysków ich czworonogów. Nie znaczy to jednak, że kontakt z obcym psem jest zawsze zagrożeniem, a każdy właściciel najchętniej gołymi rękami udusiłby każdego, kto próbuje wejść w interakcję z jego ulubieńcem. Zainteresowanie, jakim obdarzany jest przez obcych czworonóg może być miłe i pożyteczne dla wszystkich trzech stron interakcji - psa, jego opiekuna i osoby dozującej nadprogramowe głaski - trzeba jednak pamiętać o kilku prostych zasadach. Poniżej przedstawiam krótki poradnik obsługi właściciela i jego psa.


Psiarz i jego zwierz: instrukcja obsługi

1. Najpierw człowiek

Chcesz pogłaskać cudzego psa? Zacznij od poproszenia jego właściciela o pozwolenie. Zwróć się bezpośrednio do opiekuna zwierzęcia i zapytaj, czy będzie miał coś przeciwko, jeżeli chwilę pobawisz się z jego czworonogiem. Uwaga: rzucanie w przestrzeń komplementów dotyczących urody psa albo zwracanie się do zwierzęcia, zamiast do człowieka się nie liczy! Niestety, nierzadko spotykam się z właśnie takim zachowaniem, które zresztą bardzo mnie irytuje. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego niektórym ludziom wydaje się, że niegrzeczne ignorowanie mnie kosztem psa lub mamrotanie pod nosem powinno nastroić mnie pozytywnie i zachęcić do rozpoczęcia z nimi rozmowy. Nie zachęca - przeciwnie. Jak w takim razie zacząć? Zwyczajnie. “Przepraszam, czy to pani/ pana pies? Czy mogłabym/ mógłbym go pogłaskać?” wypowiedziane przyjaznym tonem i poparte spojrzeniem w twarz właściciela futrzaka to naprawdę świetny starter.

2. Właściwy czas, odpowiednie miejsce

Nie każda sytuacja sprzyja zapoznawaniu się z obcym psem, dlatego zanim zwrócisz się do właściciela zwierzaka spróbuj użyć wyobraźni i zastanowić się, czy to aby na pewno właściwe miejsce i czas na rozdawanie głasków. Komunikacja miejska, przejścia dla pieszych, restauracje i kawiarnie to nie są miejsca sprzyjające zapoznawaniu się z czworonogiem. Większość opiekunów psów chce, aby wtedy ich czworonogi zachowywały się spokojnie i nie przeszkadzały innym, bo w przeciwnym razie są narażeni na nieprzyjemności i pretensje (często uzasadnione) otoczenia. Pies, który w tramwaju zagradza przejście innym pasażerom entuzjastycznie witając się z przyjaźnie nastawionym obcym lub kluczy pomiędzy stolikami w restauracji, by dać się pogłaskać jest zaprzeczeniem spokoju. Dlatego lepiej nie próbować się z nim bratać. Gdy widzisz, że opiekun się spieszy pozwól mu iść w swoją stronę, a kiedy ćwiczy z psem posłuszeństwo lub inne sporty kynologiczne - nie przeszkadzaj. Jeżeli masz chwilę, możesz poczekać na koniec treningu i wtedy spróbować zapoznać się z psiakiem, nie próbuj jednak przerywać sesji szkoleniowej.
Wydawałoby się, że wybranie właściwego momentu na zapoznanie się z czworonogiem to nic trudnego - wystarczy odrobina rozsądku. Najwyraźniej jednak rozsądek łatwo zagłuszyć widokiem lśniącej psiej sierści, czy roześmianego pyska. Przekonałam się o tym niejeden raz. Największe zaskoczenie? Przechodzę z T. przez ulicę, kiedy dokładnie na samym jej środku (!) zaczepia mnie młody mężczyzna:
- O Boże, ona jest taka piękna, przepraszam, czy mogę jej dotknąć?
- Proszę, ale może najpierw zejdziemy na chodnik?
Nie bierzcie z tego pana przykładu.

3. Szacunek i zrozumienie

Pamiętaj: to właściciel najlepiej zna swojego psa i dobrze wie, co jego pupil lubi, a jakie sytuacje są dla niego stresujące - przecież żyje z nim na co dzień. Jeżeli opiekun odmówi interakcji z psem, wyjaśniając, że zwierzak nie lubi głaskania lub obawia się obcych nie próbuj negocjować. Nie oczekuj dodatkowych wyjaśnień, nie mów “Co też pani/ pan mówi, psy przepadają za głaskaniem!”, czy “Miałem kiedyś setera irlandzkiego i on wcale nie bał się ludzi”. Po pierwsze, nie zapominaj, że każdy pies jest inny, dlatego porównywanie czworonoga spotkanego w parku do Pimpusia, którego pamiętasz z dzieciństwa nie ma sensu. Po drugie, weź pod uwagę, że właściciel z pewnością bardzo kocha swojego psa, więc stara się dbać o jego komfort i bezpieczeństwo. Bezwzględnie uszanuj jego decyzję.

4. Daj się wykorzystać!

Możesz poświęć psu dłuższą chwilę? Pomóż właścicielowi w szkoleniu czworonoga i odczulaniu jego lęków. Uczenie psiaków poprawnych zachowań wobec obcych ludzi lub pokazywanie, że mężczyźni w czarnych płaszczach wcale nie są tacy straszni to często długi i trudny proces. Sprawę dodatkowo pogarsza fakt, że do tego rodzaju ćwiczeń zwykle brakuje niezbędnych statystów.
Zawsze, kiedy ktoś zapyta mnie, czy może pogłaskać mojego psa (szkoda, że zdarza się to tak rzadko) proszę, aby pomógł mi w szkoleniu go. Wyjaśniam, jak należy się z nim poprawnie przywitać, na co nie można pozwolić, jak go nagrodzić za pożądane zachowanie, a co zrobić, gdy robi coś, czego sobie nie życzę. Czasem spotykam się z sympatią, zrozumieniem i chęcią współpracy, innym razem ze zniechęceniem. Jeżeli zostaniesz poproszony o pomoc w szkoleniu psa - daj się wykorzystać. Nie stracisz więcej, niż 5 minut, a przyłożysz rękę do wychowania psiaka. W końcu wszyscy chcemy spotykać w parkach tylko łagodne, dobrze ułożone czworonogi, prawda?
Okazuje się, że na obecność T. można reagować obojętnością i nie odrywać się od swoich spraw.


PS. Doszły mnie słuchy, że czytanie blogów wykorzystujących szablony dynamiczne na urządzeniach mobilnych to katorga, stąd zmiana. Może kiedyś dorobię się bardziej seterowego wystroju wnętrza, tymczasem powinno być w miarę wygodnie.

piątek, 13 czerwca 2014

Chciałaby, a boi się

Tytuł dzisiejszego posta doskonale opisuje stosunek T. do pływania - z jednej strony, woda wydaje się jej czymś nad wyraz interesującym i przyjemnym, z drugiej zaś zdradliwym i niebezpiecznym, co rzecz jasna odbija się na jej zachowaniu w okolicy rzek, jezior i innych zbiorników wodnych. Można rzec, że spuszczona ze smyczy na brzegu, T. najbardziej przypomina szarpany przez zmienne, porywiste wiatry latawiec: to wbiega do wody, uradowana tym, jak bardzo jest chłodna i mokra, to ucieka na suchy ląd, kiedy tylko dojdzie do wniosku, że istnieje ryzyko utraty gruntu pod łapami.

Pierwszy poważny kontakt z wodą głębszą, niż przeciętnej wielkości osiedlowa kałuża T. miała podczas spaceru w Przylasku Rusieckim. Mimo że - wziąwszy pod uwagę ludzkie standardy - pogoda zdecydowanie nie zachęcała do kąpieli, T. natychmiast zainteresowała się zaskakujących rozmiarów kałużą i pogalopowała do brzegu, by na własnej skórze przekonać się, co to jest jezioro i czym je się całe to pływanie, o którym tyle się mówi w domu. Niestety, akcję wywiadowczą przeprowadziła z wdziękiem i subtelnością średniowiecznego tarana, po prostu wskakując do wody ze śliskiego, w połowie zanurzonego w toni jeziora powalonego drzewa. Efekt? Wyjście z kąpieli okazało się wymagać niemałej gimnastyki i przysporzyło T. nieco stresu. W konsekwencji woda w rozsądnie małej ilości została przez nią zaklasyfikowana, jako rzecz pożądana, ale pływanie było na wieki pozbawione jakichkolwiek szans na trafienie na listę atrakcji spacerowych.

T., rzecz jasna, szybko zapomniała o całej sprawie, ja z kolei zaczęłam się niepokoić - w końcu jakoś musimy zdać próby polowe. By odrobinę przybliżyć się do tego sukcesu wybraliśmy się w długi weekend majowy na Mazury. P. do tej pory oszukuje się, że po prostu chcieliśmy wyrwać się z miasta i odpocząć na łonie natury, ale ja dobrze wiem, iż naszym podstawowym celem było spławienie psa.

Prawie się nam udało.

Niestety, pogoda spłatała nam figla - było tak zimno, że plany wejścia wraz z T. do wody, aby pokazać jej, że pływanie nie boli, spaliły na panewce. Na szczęście z pomocą przyszły smaczne mazurskie patyki i para kaczek. Zwłaszcza ten ostatni element okazał się wyjątkowo skutecznym motywatorem. Powoli pracujemy nad odczarowaniem głębokiej wody.

piątek, 6 czerwca 2014

Recenzja: uprząż pasowa IDC

[Nie planowałam recenzji uprzęży pasowej, którą od jakiegoś czasu można zobaczyć zdobiącą T. na niemal każdym zdjęciu, jednak na seterowym Facebooku czytelnicy zasygnalizowali, że chcieliby przeczytać na blogu taki tekst. W zgodzie z dewizą “czytelnik nasz pan”, prezentuję więc zamówioną recenzję.]

W uprząż pasową firmy Julius K9 zdecydowałam się zaopatrzyć ze względu na problem z ciągnięciem na smyczy. Obawiałam się o zdrowie T., która nigdy nie była zainteresowana tym, czy tchawicę ma w jednym, czy w kilku kawałkach, jeżeli tylko w okolicy znajdowały się ciekawe krzaki do obwąchania lub łaskawie uciekające ptaki do pogonienia. Uprząż, pod względem bezpieczeństwa i komfortu psa spisuje się wyśmienicie - dość powiedzieć, że to psi gadżet, z którego jestem chyba najbardziej zadowolona.

Julius K9 to węgierska firma, specjalizująca się w produkcji sprzętu dla psów aktywnych i pracujących. Autoryzowanym dystrybutorem jej produktów na rynek polski jest sklep p1es.pl, który w ofercie ma między innymi charakterystyczne uprzęże: K9 Power, IDC Power oraz IDC pasowe. Zdecydowałam się na model ostatni z tu wymienionych, ponieważ wydawał się pokrywać najmniejszą objętość psa po założeniu - T., jak wiecie, jest dość szczupła i nie chciałam obciążać jej bardziej obszernymi uprzężami typu IDC Power.

Dobieramy rozmiar

Po tym, jak kupiłam dla T. obrożę, którą można było zapiąć jej w talii trochę niepokoiła mnie konieczność zakupu uprzęży przez Internet. Marzyła mi się możliwość przymierzenia jej psu w sklepie stacjonarnym, aby ustrzec się od możliwości ponownego przeszacowania wielkości rudzielca. Na szczęście, okazało się, że w przypadku wszystkich uprzęży Julius K9 rozmiar dobrać jest niezwykle łatwo. Firma oferuje uprzęże pasowe IDC w sześciu rozmiarach: mini-mini, mini, 0, 1, 2, 3. Do każdego z nich przypisano zarówno orientacyjną wagę psa, jak i obwód jego klatki piersiowej. Rozmiarówka pasowych uprzęży IDC Julius K9 prezentuje się następująco:
  • mini-mini: 40-53 cm, 4-7 kg;
  • mini: 49-67 cm, 7-15 kg
  • 0: 58-76 cm, 14-25 kg;
  • 1: 63-85 cm, 23-30 kg;
  • 2: 71-96 cm, 28-40 kg;
  • 3: 82-115 cm, 40-70 kg.
Rozmiar uprzęży dobiera się przede wszystkim w oparciu o obwód klatki piersiowej psa, waga natomiast jest parametrem, który ma jedynie pomóc podjąć właściwą decyzję. Ja kierowałam się zarówno jednym, jak i drugim. Jeżeli chodzi o wymiary klatki piersiowej, teoretycznie na T. mogłyby pasować szelki zarówno w rozmiarze 1, jak i 2 (tu bliżej dolnej granicy), wiedząc jednak, że suka setera irlandzkiego nie powinna przekroczyć 28 kg wagi zdecydowałam się na jedynkę, co z kolei okazało się strzałem w dziesiątkę. Taka metoda dobierania rozmiaru jest z pewnością najbardziej dokładna. Drobne przeszacowanie wielkości psa nie będzie stanowić problemu, uprząż bowiem ma spory zakres regulacji. Poza tym, ewentualnej pomyłki można łatwo uniknąć, pilnując aby obwód klatki piersiowej psa wypadał mniej więcej w środku zakresu wielkości podanych dla danego rozmiaru szelek. Przykładowo, psiak o obwodzie klatki piersiowej 65 cm "zmieści się" zarówno w uprząż rozmiaru 0, jak 1, jednak w przypadku drugiej opcji szelki będą musiały być maksymalnie wyregulowane, stąd zerówka będzie lepszym wyborem.

Ceny uprzęży są uzależnione od rozmiaru i wahają się od 37 do 99 zł.

Uprząż “na sucho”

Jak prezentuje się uprząż pasowa IDC jeszcze bez psa w środku? Odpowiem krótko: bardzo dobrze, widać, że to produkt wysokiej jakości. Jest wykonana grubego materiału (dostępne kolory: czarny, czerwony, niebieski), który już na pierwszy rzut oka wydaje się być solidny i wytrzymały. Nie wystają żadne nitki, nic się nie pruje, a wszystkie szwy są tam, gdzie być powinny. Plastikowa klamra jest równie wysokiej jakości i nie sprawia wrażenia takiej, która mogłaby nagle odpiąć się sama z siebie. Na grzbiecie znajduje się wygodna, dobrze leżąca w dłoni rączka, za którą można złapać, by krótko trzymać psa na przykład podczas przechodzenia przez ulicę oraz stalowe kółko do przypięcia smyczy. Po bokach natomiast przypięte są napisy z logo firmy. Wszystkie elementy (regulacja, napisy, rączka) zapisane są na naprawdę mocne rzepy.
Źródło: sklep p1es.pl

Co ważne, Julius K9 oferuje do swoich uprzęży sporo dodatków. Przede wszystkim, mamy możliwość wymiany napisów: dostępnych jest kilka wzorów (FBI, Husky Power, etc.), a także opcja zamówienia pasków z dowolnie wymyślonym tekstem (imię psa, numer telefonu właściciela, czego dusza pragnie). Jedyną wadą spersonalizowanych napisów jest to, że - w przeciwieństwie to tych oficjalnych - nie są one odblaskowe. Poza tym, do uprzęży można dokupić również juki i uniwersalne sakiewki, a także końcówkę do pasów samochodowych lub pas dyspersyjny. Trudno mi wypowiadać się w kwestii wymienionych dodatków, posiadamy bowiem tylko pas samochodowy. Dostępny jest w dwóch rozmiarach dla psów powyżej i poniżej 25 kg masy, ma w pewnym zakresie regulowaną długość i dobrze sprawdził się podczas tych rzadkich okazji, kiedy T. podróżowała samochodem.

Uprząż w warunkach bojowych

Nawet niezbyt uważni czytelnicy bloga zauważyli pewnie, że T. od jakiegoś czasu na niemal każdym zamieszczanym tu zdjęciu paraduje w uprzęży pasowej IDC. Od momentu zakupu uprząż towarzyszy nam bowiem na każdym spacerze - takie oświadczenie jest chyba najlepszą rekomendacją. Nie chcę jednak pozostawiać czytelników głodnych wiedzy w kwestii tego, jak uprząż sprawuje się podczas codziennego użytku, pozwólcie, że rozwinę tę kwestię.

Po doświadczeniu z poprzednimi szelkami byłam przede wszystkim mile zaskoczona tym, jak szybko i łatwo jest ubrać psa w uprząż IDC. Wystarczy przełożyć mu szelki przez głowę i zapiąć klamrę, która, kiedy szelki są na psie, sytuuje się na boku czworonoga. Żadnego wkładania łap w odpowiednią dziurkę, żadnego grzebania gdzieś pod psim brzuchem. Założenie uprzęży trwa może 10 sekund i jest naprawdę bajecznie proste.

Uprząż rzeczywiście układa się na psie tak, aby było mu wygodnie, a gdy psiak ciągnie na smyczy nic nie uciska tchawicy - przedni pas znajduje się na klatce piersiowej. Po zachowaniu T. łatwo mogłam wywnioskować, że w uprzęży IDC czuje się bardziej swobodnie, niż w obroży - okazało się, że to co do tej pory prezentował mój pies było dziecinną igraszką, a nie prawdziwe ciągnięcie na smyczy dopiero się zaczęło. Na szczęście, rączka pozwala przytrzymać ulubieńca, co więcej dzięki niej łatwiej jest go kontrolować, niż chwytając za obrożę. Czuć, że ciężar zwierzęcia odpowiednio rozkłada się w uprzęży. Dla mnie jest to szczególnie ważne, bo T. jest z mojej perspektywy (osoby raczej drobnej) sporym i naprawdę silnym psem.

Materiał, z którego wykonana jest uprząż świetnie sprawdził się podczas błotnych zabiegów upiększających oraz kąpieli w wodzie. Pasy szybko schną, a gdy uprząż jest już sucha błoto i piach łatwo jest z niej wykruszyć, po prostu otrzepując ją ręką. W przypadku większych zabrudzeń wystarczą gąbka i trochę letniej wody (uwaga: uprzęży nie można prać w pralce). Co więcej, mimo upodobania T. do raczej niespokojnych spacerów, uprząż wciąż wygląda bardzo dobrze i jestem pewna, że będzie nam jeszcze naprawdę długo służyć. Nie zdarzyło się też, aby rozpięła się, czy zmieniła rozmiar ze względu na zbyt słabo trzymający rzep.

Jedyną wadą uprzęży jest rączka. Jest wprawdzie bardzo praktyczna, jednak jej konstrukcja nie została rozwiązana w najlepszy możliwy sposób. Przede wszystkim, rzep, który mocuje ją do uprzęży jest, w porównaniu z pozostałymi, znacznie słabszy, więc rączka często się odpina i swobodnie odstaje od szelek, zamiast płasko na nich leżeć. Poza tym, na części, którą trzyma się w dłoni znajduje się ten ostry element rzepu, co sprawia, że chwytanie za rączkę nie jest najprzyjemniejszym doświadczeniem, przynajmniej na początku. Po jakimś czasie rzep wyciera się i przestaje przeszkadzać, jednak przez pierwszych kilka dni może drapać w palce. Inna sprawa to taka, że nie przychodzi mi do głowy żadne lepsze rozwiązanie konstrukcyjne, które dałoby się tu zastosować.

Mimo wspomnianego mankamentu jestem bardzo zadowolona z uprzęży pasowej IDC. To produkt wysokiej jakości: będzie długo służył nawet najbardziej aktywnemu psu, który ceni nie tylko ruch, ale i relaksujące kąpiele błotne.
Uprząż od jakiegoś czasu można oglądać na większości zdjęć pojawiających się na blogu, tutaj prezentuję więc tylko kilka zdjęć z bliska, które pozwalają zobaczyć, jak szelki układają się na psie.

Wady i zalety

+ stosunek jakości do ceny;
+ wysoka jakość wykonania;
+ wytrzymałość;
+ łatwość czyszczenia;
+ szybkie i proste zakładanie;
+ bardzo wygodne;

- tak wygodne, że są zachętą do ciągnięcia;
- nie do końca dobrze rozwiązana rączka.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...