piątek, 27 marca 2015

5 zalet setera irlandzkiego

Mam nadzieję, że nikogo, kto tu zagląda nie trzeba przekonywać, że setery irlandzkie to wyjątkowe psy. Domyślam się jednak, że osobom, które na co dzień nie pracują w służbie jakiegoś rudzielca może być ciężko wskazać co dokładnie się na tę wyjątkowość składa - z myślą o nich przygotowałam poniższe zestawienie. Podoba Ci się seter irlandzki i chciałbyś sprawić sobie takiego właśnie psa? Zastanów się dobrze, bo potem Twoje życie już nigdy nie będzie takie samo!

1. Piękno ma barwę mahoniu
Pewnie zabrzmi to nieco snobistycznie, jednak pisząc o zaletach setera irlandzkiego nie sposób pominąć tej kwestii - przeciwnie, należy powiedzieć o niej głośno, podkreślić w dwójnasób. Otóż, seter irlandzki to piękny pies. Nie śliczny, nie uroczy, nie sympatyczny, nie słodki, ale po prostu piękny. Piękno setera składa się przede wszystkim z eleganckiej sylwetki, harmonijnego ruchu o wspaniałej dynamice, fantastycznego, mahoniowego koloru sierści i wiecznie smutnego spojrzenia, które potrafi poruszyć każde serce. Nie sposób go ukryć. Jest widoczne nawet wtedy, kiedy pysk psa jest cały zaśliniony, uszy stanowią kłębowisko gałązek i rzepów, a brzuch i łapy pokryte maseczką ze świeżego błota. Dostrzegam je zresztą nie tylko ja, ale praktycznie każda osoba, którą spotykam na ulicy. Mężczyźni nieśmiało zaczynają konwersację z przewodnikiem setera, rzucając uwagę o tym “jak on wspaniale biega”. Pary stwierdzają, że “koniecznie takiego właśnie muszą kupić”, bo przecież dom bez dodającego mu blasku setera nie jest prawdziwym domem. Kobiety zaś z entuzjazmem krzyczą, że “to właśnie na taki kolor muszą pofarbować sobie włosy”, po czym wszyscy - przewodnik, seter i przyszła klientka najbliższego salonu fryzjerskiego robią sobie wspólne zdjęcie (serio, serio!). Pewnie nie muszę dodawać, że ze względu na swoje piękno właśnie seter irlandzki jest doskonałym psem dla osoby samotnej - nie ma lepszego sposobu na podryw niż spacer z irlandem! Wystarczy zrobić krótką rundkę między blokami, by swój randkowy kalendarz wypełnić na cały tydzień. Co zrozumiałe, seterów irlandzkich nie poleca się kobietom w stałych związkach - z takim psem strach wypuścić chłopa na spacer bez nadzoru.
Piękny Quinniver's Old Time Rock'n'Roll z właścicielką i handlerką Martą P., której dziękuję za zgodę na publikację zdjęć.
2. Naturalny switch off
Seter irlandzki to pies niesamowicie aktywny, o ogromnej potrzebie ruchu - nic nie cieszy go tak, jak możliwość swobodnego biegania i buszowania po polach. Chyba, że akurat śpi. Spanie jest bowiem, zaraz po bieganiu, ukochaną rozrywką irlandów, którą zaczynają uprawiać natychmiast, kiedy znajdą się w zamkniętym pomieszczeniu. Przy tym spać mogą naprawdę długo, jeśli tylko zapewni się im do tego odpowiednią dawkę spacerów. Setera nie trzeba uczyć odpoczywania w domu. On ma to w genach i zaraz po przekroczeniu progu mieszkania z wulkanu energii zmienia się w ciapowatego kanapowca. Pies, który jeszcze przed chwilą rozwijał na prostej prędkość bliską prędkości światła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zmienia się w egzemplarz, który za jedyną słuszną i możliwą do wykonania czynność uznaje leżenie do góry brzuchem. Najlepiej na kanapie, ale od biedy i miękki dywan może się do tego nadać. Chcesz w domu zrobić seterowi sesję treningową? Poćwiczyć dynamiczne, precyzyjne zmiany pozycji w środowisku pozbawionym rozproszeń? Powodzenia!

3. Czy tu na pewno mieszka pies?
Kiedy pierwszy raz pojechałam w towarzystwie T. do domu rodzinnego po kilku dniach od naszego przyjazdu zapytano mnie, czy ten pies w ogóle umie szczekać. Zapewniam, że tak - robi to jednak w zasadzie tylko wtedy, kiedy bawi się w berka z innymi psami lub próbuje dogonić zdobycz w postaci bezczelnej wrony. W innym wypadku - cisza. Jasne, raz na ruski rok zdarza się jej otworzyć pysk także w domu, jednak trzeba przyznać, że są to wyjątkowo ciche psy. Marzy Ci się duży pies, ale obawiasz się reakcji sąsiadów? Spraw sobie setera irlandzkiego! Zapewniam, że będziesz zachwycony. Ci, którzy mieszkają z Tobą przez ścianę także.

4. Miłość i tęcza
Seter irlandzki jest psem zupełnie pozbawionym agresji. Przy czym warto uświadomić sobie, że w tym wypadku, kiedy piszę “zupełnie”, rzeczywiście mam na myśli “zupełnie” - żeby nie powiedzieć “ZUPEŁNIE”. Agresja to w przypadku irlanda (jeżeli nie doświadczył w przeszłości żadnej traumy) pojęcie, które mogłoby nie istnieć. Zamiast niej w rasowym pakiecie otrzymujemy łagodność, prezentowaną dosłownie w każdej sytuacji. Pewien wyjątek stanowią kontakty z przedstawicielami naszego dwunożnego gatunku. W starciu z człowiekiem łagodność setera zmienia się bowiem w szaloną, iście tęczową miłość. Z dokładnie taką samą radością przywita przyjaciela rodziny, co złodzieja, czy potencjalnego gwałciciela nagle wyskakującego z krzaków podczas nocnego spaceru. Nie będzie merdał ogonem, ale całym ciałem i to z takim zawziętym entuzjazmem, że gdyby nie utrzymująca go na tym ziemskim łez padole smycz pewnie wyleciałby na orbitę, robiąc przy tym wiadomo co tęczą.

5. Aktywność dla leniwych
Wbrew pozorom pies o dużej potrzebie ruchu wcale nie musi wymagać od właściciela kreatywności w organizowaniu spacerów, czy regularnych treningów sportowych. Seter irlandzki jest na to doskonałym przykładem. To pies, którego edukację można by ograniczyć do nauki przywołania, a następnie pozostawić go w polu samemu sobie. Nic bowiem nie sprawia mu radości porównywalnej do tej, jaką daje swobodne bieganie. Nieważne, czy chodzi o rozległą łąkę, czy o zwykły osiedlowy skwer. Irland najszczęśliwszy jest ruchu, gdy nie ogranicza go żadna smycz, kiedy może rozwinąć pełną prędkość. A że za umiłowaniem do biegania idzie nieziemska wytrzymałość, kiedy seter oddaje się swojej ulubionej aktywności jego pozostawiony samemu sobie przewodnik bez problemu zdąży uciąć sobie dłuższą pogawędkę przez telefon lub przeczytać gazetę. W całości. Jeżeli jednak, zamiast spędzać czas na spokojnej lekturze, będzie próbował uwiecznić wspólne spacery na zdjęciach powinien liczyć się z utratą wewnętrznego zen.

piątek, 20 marca 2015

Konkurs: "Pies (prawie) doskonały"

Wczoraj na seterowym Facebooku pękła bariera 500 lajków. Trudno mi uwierzyć, że fanpage oraz (mam nadzieję) bloga odwiedza aż tyle osób! W tym miejscu chciałam bardzo podziękować Wam za Wasze wyrażone polubieniami uznanie i wsparcie. To naprawdę szalenie motywuje mnie do rozwijania strony i starań zmierzających ku tworzeniu możliwie najbardziej wartościowych treści. Dziękuję!
T. ma wątpliwości dotyczące modelu życia, jakie prowadzą psie sławy.

Rzecz jasna, z tej okazji na blogu nie może zabraknąć konkursu okolicznościowego. Tym razem mam dla Was wyzwanie fotograficzne, które nie tylko da Wam szansę na zdobycie fajnej nagrody, ale też skłoni do krytycznego spojrzenia na swojego ukochanego psa i wyznania światu całej prawdy o szkoleniowych problemach. Do rzeczy zatem!

***

W Internecie roi się od rozmaitych zdjęć i filmów, prezentujących wspaniałe, świetnie wyszkolone psy, które są prawdziwymi ideałami posłuszeństwa oraz wykonują skomplikowane, widowiskowe sztuczki. Materiałów z takimi czworonogami jest tak wiele, że niektórym z nas zdarza się zapominać o tym, że nie ma psów idealnych, a to, co widzimy w sieci często więcej ma wspólnego z umiejętnym kreowaniem wizerunku, niż z codziennym życiem w towarzystwie danego futrzaka. W związku z tym, za pomocą konkursu chciałabym skłonić Was do pokazania innym szkoleniowych problemów, z jakimi się właśnie borykacie. Twój pies ciągnie na smyczy? Nie zamierza niczego brać do pyska, a widok koziołka do obedience sprawia, że bardziej niż czworonożnego przyjaciela przypomina chodzące nieszczęście? Złapanie frisbee w powietrzu to dla niego czarna magia? Nie załamuj się! Zamiast tego zrób mu zdjęcie, dodaj do niego zabawny podpis wyjaśniający sytuację i wygraj fajną nerkę na psie smakołyki. Dzięki niej na pewno Wasze treningi staną się przyjemniejsze!

Konkurs “Pies (prawie) doskonały”


1. Konkurs trwa od 20 marca do 2 kwietnia 2015 roku. Ogłoszenie wyników najprawdopodobniej będzie miało miejsce 3 kwietnia 2015 roku w formie wpisu na niniejszym blogu.

2. Aby wziąć udział w konkursie należy wysłać maila z tematem "Konkurs" na adres trendzseterem [małpa] gmail [kropka] com, w którym znajdzie się zdjęcie, prezentujące szkoleniowy problem Twojego psa (sztuczkę, która nie do końca wychodzi lub problematyczne zachowanie). Fotografię można krótko opisać, jednak opis nie powinien przekraczać 5 zdań. Praca konkursowa może być kolażem, pod warunkiem, że składa się on z maksymalnie 3 zdjęć, a całość prezentuje jeden problem, a nie całe ich spektrum. Jedna osoba może wysłać tylko jedno zgłoszenie (bez względu na liczbę posiadanych psów).

3. Jednoosobowe jury w postaci D. wybierze najfajniejszą fotografię, biorąc pod uwagę przede wszystkim kreatywność autora, zarówno pod względem kompozycji zdjęcia, jak i podpisu.

4. Zwycięzca w nagrodę otrzyma dowolną, dostępną w sklepie on-line, nerkę autorstwa Joanki Z.

5. Biorąc udział w konkursie wrażasz zgodę na publikację swojej pracy konkursowej wraz z pseudonimem lub imieniem i inicjałem nazwiska na stronie trendzseterem.blogspot.com lub/i na profilu Facebookowym Trend z seterem.

6. Aby wziąć udział w konkursie nie musisz lubić Trendu z seterem na Facebooku, ale jeżeli klikniesz "like" będzie mi bardzo miło.

piątek, 13 marca 2015

Restauracja Barn Burger

Jedną z moich kulinarnych słabości są burgery w amerykańskim stylu, nic więc dziwnego, że to właśnie serwujące je restauracje odwiedzamy najczęściej. Przy okazji tworzymy nasz prywatny ranking najlepszych warszawskich burgerowni - takich, w których ludziom podaje się świetnie przyrządzoną wołowinę w chrupiącej bułce, a towarzyszącym im psom miskę z wodą. Ostatnio, rzecz jasna razem z T., odwiedziliśmy restaurację Barn Burger.

Na burgerowej mapie Warszawy Barn Burger to miejsce kultowe, więc nie mogło zabraknąć tam naszej trójki. Restauracja mieści się w samym centrum miasta, przy ulicy Złotej, niedaleko Pałacu Kultury i Nauki. Z tego powodu - a także ze względu na zasłużoną dobrą sławę, jaką cieszy się lokal - wiecznie panuje tam spory tłok. To oraz fakt, że Barn dysponuje bardzo niewielkim wnętrzem sprawia, iż skonsumowanie burgera w towarzystwie sporych rozmiarów psa może okazać się nieco problematyczne. Stąd też czworonogi, które nadmiernie ekscytują się obecnością ludzi lub obawiają się tłumów i ciasnych przestrzeni powinny raczej zostać w domu - przemykanie się razem z nimi pomiędzy gęsto ustawionymi stolikami raczej nie będzie należało do przyjemnych doświadczeń.

T., mimo że od szczeniaka jest przyzwyczajana do bywania w rozmaitych stołecznych (i nie tylko) lokalach, miała pewne problemy z wyciszeniem się na miejscu. Wprawdzie obsługa oraz pozostali klienci zachowywali się bardzo poprawnie, więc nikt nie próbował do niej cmokać lub jej przywoływać, jednak tłok w połączeniu z naprawdę niewielkim skrawkiem podłogi, na którym mogła się położyć zrobiły swoje. Pies długo kręcił się i nie mógł znaleźć sobie miejsca, szczególnie, że siedzieliśmy nie przy stoliku, a przy barze, co pewnie dodatkowo utrudniało mu sprawę. Poza tym jednak burgerownia jest przygotowana na przyjęcie czworonożnych gości - na psich klientów czeka miska na wodę, którą do woli mogą rozlewać na podłodze, kiedy ludzie delektują się wołowiną w bułce.
W ciasnym wnętrzu robienie zdjęć jest dość trudne, jednak udało się nam uwiecznić rytuał ryjczenia.

A - zaprawdę, powiadam Wam! - jest czym się delektować. Barn Burger posiada dość rozbudowane menu, w którym jest miejsce zarówno na szereg stałych pozycji, jak i na pojawiające się raz na jakiś czas burgery z edycji limitowanych. We wszystkich znajdziemy przepyszną, świetnie doprawioną wołowinę Charolais i przeróżne, smakowite dodatki - od klasycznego bekonu, przez guacamole, po panierowany camembert. Rzecz jasna, podobnie, jak we wszystkich innych podobnych knajpach, do burgera dodawane są surówka Colesław i frytki, będące standardowym uzupełnieniem tego typu dań.

Warto dodać, że na posiadaczy żołądków bez dna, którzy cenią sobie ekscytującą, a przy tym (niekoniecznie) zdrową rywalizację Barn Burger przygotował dodatkową atrakcję - Pasiburzcha. To cykliczny konkurs, polegający na jedzeniu burgera na czas. Brzmi banalnie? Nie dajcie się zwieść pozorom, bo burger to nie byle jaki, a słynny ByPass, zwany Rozjemcą Tasiemca, który zawiera… między innymi prawie pół kilo wołowego mięsa! Dokładne zasady konkursu oraz czasy biorących w nim udział pasiburzchów znajdziecie tutaj. Aktualnie trwa dziewiąta już edycja, która zakończy się w niedzielę 15 marca - na dołączenie do rywalizacji i napchanie żołądków macie więc jeszcze cały weekend. Nie wiem, jakim cudem rekordzistom udało się zejść poniżej dwóch minut, a tym, którzy chcieliby wziąć udział w zabawie polecam strategiczną, co najmniej jednodniową głodówkę przed podjęciem wyzwania, bo P. ledwie dał radę ByPassowi. Na koniec - jeżeli jeszcze się zmieści - można poprawić colą lub piwem. Polecam szczególnie tę drugą opcję, bo w Barnie czeka na gości całkiem spory wybór niezbyt znanych trunków z małych browarów. Warto skorzystać z okazji i spróbować czegoś nowego.
Jak widać, ByPass jest mniej więcej wielkości butelki piwa.

Z czystym sumieniem mogę polecić Barn Burger wszystkim zapsionym mięsożercom - wegetarianie, niestety, nie mają tam czego szukać. Jeżeli zdecydujecie się na wizytę w lokalu w towarzystwie małego psa, z pewnością czeka Was wspaniała uczta. Odwiedzenie Barna z dużym czworonogiem może okazać się nieco skomplikowane, ze względu na niewielkie wnętrze i tłok, jednak również jest do zrobienia - w końcu T. do mikropsów nie należy, a dała radę. I było pysznie!


Zalety i wady:

+ pyszne jedzenie;
+ normalne ceny;
+ konkurs Pasibrzuch;
+ miska na wodę dla czworonożnych gości;
+ spory wybór mało znanych piw;

- bardzo małe wnętrze;
- tłok, który może utrudnić wizytę z psem.


Podstawowe informacje:

Nazwa lokalu: Barn Burger
Adres: Złota 9, 00-019, Warszawa
Strona internetowa: barnburger.pl


Photo credit: logo Barn Burger

piątek, 6 marca 2015

5 najlepszych psich fast foodów

Uwaga! Przedstawione tu specjały nie mogą w żadnym wypadku stanowić podstawy psiej diety!

Czasami udaje mi się popracować z T. na nagrodę socjalną lub zabawkę, jednak bez wątpienia to smakołyki stanowią podstawę naszych treningów i sesji szkoleniowych. A że ruda jest wybredną bestią i na byle psie ciastka nie pójdzie, zwykle jestem zmuszona żonglować takim jedzeniem, które znacząco odbiega od żywieniowych standardów, jakie życzyłabym sobie utrzymać - im mniej wartości odżywczych, tym lepiej. Poniżej przedstawiam Wam krótką listę naszych treningowych hitów - psich fast foodów, które jak nic innego potrafią skłonić psa do współpracy.
1. Pasztet Profi
Ten cud sztuki kulinarnej odkryłam zupełnie przez przypadek, kiedy podczas zajęć T. nagle zaczęła wykazywać zaskakujące zainteresowanie samochodem naszej trenerki. Szybko okazało się, że to nie o auto chodziło, ale o otwarte opakowanie z pasztetem, leżące na dachu wozu. T. należy do tych psów, które mogą żyć napędzane jedynie miłością do świata i możliwością swobodnego biegania, domyślacie się więc, że tamta sytuacja była dla mnie sporym zaskoczeniem. Oczywiście, po treningu natychmiast popędziłam do sklepu, aby zaopatrzyć się w zapas specjału Profi.
Niestety, wkrótce wyszły na jaw liczne wady związane z używaniem pasztetu podczas szkolenia. Bez względu na to, w jaką ilość wilgotnych chusteczek jest się zaopatrzonym i jak bardzo uważa się, aby wszędzie wokoło nie rozsiewać brązowych, pasztetowych smug próby utrzymania czystości są z góry skazane na porażkę. Pasztetem umazane jest po prostu wszystko, od psiego pyska, przez obrożę i smycz, po rękawy kurtki. Tempo powrotu psa na komendę rekompensuje mi jednak te niedogodności. Z nawiązką. Dużą.

2. Parówki
Szkoleniowy klasyk, używany chyba przez wszystkich psich przewodników. Zdaniem T. najlepsze są te najtańsze, które na 100% nie zawierają choćby grama prawdziwego mięsa, za to nafaszerowane zostały chyba całą tablicą Mendelejewa w postaci rozmaitych konserwantów i ulepszaczy smaku. Mniam!
Zalety parówek kończą się jednak, kiedy przychodzi do utrzymania we względnej czystości szkoleniowej nerki. Kawałki pokrojonej parówki wchodzą w zakamarki pomiędzy szwami saszetki i potrafią trwać w ten sposób niezauważone nawet przez kilka dni - do momentu, gdy intensywny zapach nie pozwoli już, aby je przeoczyć.

3. Frolic
Chyba żaden świadomy psi przewodnik nie pozwala, aby do miski jego psa czworonożnego ulubieńca trafiały dostępne w marketach karmy, których składy zwykle pozostawiają naprawdę wiele do życzenia. Spokojna głowa, ja również na to nie pozwalam! T. Frolica dostaje jedynie z ręki podczas treningów. To smakołyk prawie idealny. Ma obłędnie długi termin przydatności do spożycia, a na dodatek jest na tyle miękki, że pojedyncze kółeczko można łatwo palcami połamać na cztery lub nawet więcej mniejszych kawałków. Jest też jednak na tyle twardy, że aby go pochłonąć pies musi kilka razy ruszyć szczęką, a co za idzie - może wybić się z koncentracji.

4. Chappi w paskach
To najprawdziwsze złoto w foliowym opakowaniu, a nie smakołyk! Nie zawiera absolutnie żadnych wartościowych składników odżywczych, co oznacza oczywiście, że jest najpyszniejszy na świecie, a do tego szalenie łatwy w użyciu. Kompaktowe paski idealnie mieszczą się do treningowej nerki, są mięciutkie i łatwo łamie się je na mniejsze kawałki. Kruszą się przy tym nieziemsko, a po użyciu pasków Chappi malutkie brązowe okruszki walają się wszędzie co najmniej przez cały kolejny tydzień, to jednak tylko drobna niedogodność w obliczu licznych zalet. Pierwszy raz użyłam ich w trakcie warsztatów chodzenia przy nodze organizowanych przez klub Team Spirit i jestem pewna, że zagoszczą w naszym repertuarze na dłużej.

5. Żółty ser
Prawdziwy frykas, szczególnie, że serwowany jest niezmiernie rzadko, jako źródło substancji pierdogennych. Kiedy powietrze w domu jest tak aromatyczne, że można by kroić je nożem natychmiast wiadomo, co pies jadł podczas treningu.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...