Po tym, jak T. zdecydowała się kompletnie zlekceważyć Konga i to bez względu na jego zawartość obiecywałam sobie, że nie będę więcej wyrzucać pieniędzy na tego typu zabawki. Doszłam do wniosku, że najwyraźniej mój pies nie pojmuje idei zdobywania jedzenia za pomocą swoich zębów i uważa, iż wszystko powinien mieć podane co najmniej na srebrnej tacy (ach, ci arystokraci! same z nimi problemy). Wiadomo, seter irlandzki - niczego innego nie należy się po nim spodziewać, a takie nastawienie pozwoli przynajmniej nieco podreperować kondycję portfela, która wyjątkowo cierpi, kiedy przychodzi do kupowania psich gadżetów… Swoje postanowienie złamałam po tym, jak T. podczas spaceru zaczęła interesować się kulą-smakulą, przyniesioną przez znajomych psiarzy. Miałam w sobie dostatecznie dużo godności, aby nie pobiec od razu do sklepu, jednak kulę-smakulę kupiłam przy najbliższej nadarzającej się okazji. W ten sposób stałam się posiadaczką kuli dla psa o zapachu wanilii firmy Karlie.
Teoria...
Kula dostępna jest w dwóch rozmiarach: większym, o średnicy 10 centymetrów oraz mniejszym, o średnicy 5 centymetrów. Mogłoby się wydawać, że dla setera odpowiedni będzie ten większy model, jednak nie dajcie się zwieść pozorom: 10 cm to wcale nie tak mało, a kula o tych wymiarach to spora piłka, która będzie nadawać się raczej dla doga niemieckiego. W związku z tym, zdecydowałam się na ten mniejszy model, wielkością odpowiadający mniej więcej piłce tenisowej. Zabawka dostępna jest w trzech kolorach: różowym, niebieskim i żółtym. Jak każdy kto chociaż raz zgubił w trawie podczas zabawy z psem piłeczkę tenisową doceniam brak zielonego w gamie kolorystycznej. Nie trudno się też domyślić, że kula, którą kupiłam T. ma kolor różowy, najbardziej rzucający się w oczy, tak w trawie, jak i na śniegu, czy domowym dywanie. Wykonana jest z dość mocnej, acz nie przesadnie twardej gumy - przy odrobinie wysiłku można np. ścisnąć ją w dłoni. W przypadku raczej delikatnego setera sprawdza się dobrze, trudno natomiast powiedzieć, czy bardziej energicznie pracujący zębami czworonóg nie zdoła szybko przerobić jej na strzępy. Warto przy tym podkreślić, że jest to nie tyle gryzak, co prosta zabawka interaktywna, która wymaga od psa przesuwania nosem, czy trącania łapą, aby dostać się do ukrytych w środku smakołyków.
Kulę najlepiej jest wypełnić suchymi, psimi ciasteczkami, aby mieć pewność, że nic nie zostanie w środku, by po jakimś czasie zaskoczyć nas niezbyt przyjemnym zapachem. |
Mniejsza wersja kuli ma wielkość mniej więcej taką, jak piłka tenisowa. |
Farsz użyty do wypełnienia kuli nie powinien zbyt duży. |
Zabawka zaopatrzona jest w dwa otwory: przez jeden z nich, zamknięty czymś na kształt złożonej z czterech cienkich, gumowych płatków zastawki, do środka wkłada się smakołyki, przez drugi natomiast “farsz” wypada, kiedy kula jest ruchu. Wnętrze zabawki nie jest po prostu puste, tylko podzielone na przedziały tworzące krótki labirynt, który ciastko musi pokonać, nim wypadnie ze środka. Dzięki temu nie wystarczy raz przetoczyć jej po podłodze, aby dostać się do smakołyków: psiak musi trochę popracować łapami i pyskiem, aby ciastka wypadły na zewnątrz, więc strudzony właściciel może zyskać nawet kilkadziesiąt minut spokoju. Trzeba natomiast pamiętać, że nie każde smakołyki będą nadawać się do wypełnienia piłki. Ciastka, które wrzucimy do środka muszą być odpowiednio małe i ciężkie, aby miały szansę przebyć drogę od jednego otworu do drugiego. Odpada zatem wypełnienie kuli na przykład kawałkami lekkich, suszonych płuc wołowych, czy żwaczy, a także surowym mięsem, które z pewnością utknie w środku zabawki i prędzej zepsuje się, niż wydostanie na światło dzienne. Kula wyklucza więc użycie najbardziej śmierdzących, a zatem i najbardziej zachęcających psa do aktywności delikatesów. Zdaniem producenta ten problem ma rozwiązać zapach wanilii, który powinien dodatkowo zachęcać psa do zainteresowania się zabawką i walki o ciasteczka.
...w praktyce
Jak zabawa kulą wygląda w rzeczywistości? T., która dotychczas nie miała do czynienia z zabawkami interaktywnymi, nie była szczególnie zainteresowana kulą, gdy zobaczyła po raz pierwszy swój egzemplarz (w myśl zasady "kradzione nie tuczy" kula sąsiadów wzbudziła sporą ciekawość). Nie sądzę więc, aby zapach wanilii spełniał swoją funkcję - zdecydowanie większy entuzjazm, niż sama gumowa piłka budził szelest foliowego woreczka z psimi ciastkami, których użyłam, jako nadzienia. Jednak przy odrobinie zachęty z mojej strony, połączonej z prezentacją funkcjonalności zabawki sama kula również okazała się warta uwagi. Wystarczyło kilka minut wspólnego toczenia jej po dywanie i radosne piski na widok wypadających ze środka zabawki smaczków. Nie oznacza to wcale, że dalej szło już z górki: T. mieszkanie uważa przede wszystkim za miejsce, w którym można zdrzemnąć się w oczekiwaniu na kolejny spacer, a jej placem zabaw są okoliczne parki i trawniki. W związku z tym dość ciężko ją przekonać, że tej, czy innej zabawce warto poświęcić czas, który w innym wypadku przeznaczony byłby na sen lub patrzenie na pańcię w smutny sposób ("No chodźmy już na spacer..."). Kula nie cieszy się więc dostatecznym zainteresowaniem, aby T. mogła bawić się nią samodzielnie, z własnej, nieprzymuszonej woli - w naszym wypadku za każdym razem potrzebna jest do zabawy pańcina asysta.
Oczywiście, kula to nie tylko zabawka domowa. Z powodzeniem można stosować ją również na spacerach, na przykład jako piłkę do aportowania. Nie jest to jednak rozwiązanie dla wszystkich psów. W przypadku T., prawie zupełnie pozbawionej pasji aportowania, sprawdza się nieźle, bo pies, który zwykle lekceważy wszystkie rzucane mu gadżety jest gotów ruszyć cztery łapy i podjąć zabawkę. Można więc kulę wykorzystać, jako "aport dla opornych", trzeba jednak mieć na uwadze fakt, że w przypadku psów mocno nakręconych na zdobywanie smakołyków rzucanie kuli może skończyć się na zabawie "złap mnie, jeśli potrafisz", a o oddaniu aportu będzie można co najwyżej cichutko pomarzyć. W tym miejscu trzeba również zaznaczyć, że dociążona ciasteczkami kula jest bardzo wygodna w obsłudze: ma odpowiednią masę, by latać daleko i z impetem, co więcej pięknie odbija się od ziemi, zamiast po prostu utknąć w trawie.
Bez wątpienia, T. jest marnym testerem psich zabawek (konia z rzędem temu, kto wymyśli zabawkę, w której mój pies zakocha się na zabój!), mimo to mogę śmiało powiedzieć, że z odpowiednim nadzieniem kula świetnie sprawdzi się, jako “zabijacz czasu”, kiedy psiak musi dłużej zostać sam w domu, a także, jako pierwsza zabawka interaktywna dla psów, które dotychczas nie miały styczności z tego rodzaju gadżetami. Można użyć jej również, jako aportu na spacerze - nie tylko dobrze leży w dłoni, ale też lata lepiej i dalej, niż standardowa piłka tenisowa. Polecam wszystkim właścicielom futrzaków lubiących psie zabawki.
Oczywiście, kula to nie tylko zabawka domowa. Z powodzeniem można stosować ją również na spacerach, na przykład jako piłkę do aportowania. Nie jest to jednak rozwiązanie dla wszystkich psów. W przypadku T., prawie zupełnie pozbawionej pasji aportowania, sprawdza się nieźle, bo pies, który zwykle lekceważy wszystkie rzucane mu gadżety jest gotów ruszyć cztery łapy i podjąć zabawkę. Można więc kulę wykorzystać, jako "aport dla opornych", trzeba jednak mieć na uwadze fakt, że w przypadku psów mocno nakręconych na zdobywanie smakołyków rzucanie kuli może skończyć się na zabawie "złap mnie, jeśli potrafisz", a o oddaniu aportu będzie można co najwyżej cichutko pomarzyć. W tym miejscu trzeba również zaznaczyć, że dociążona ciasteczkami kula jest bardzo wygodna w obsłudze: ma odpowiednią masę, by latać daleko i z impetem, co więcej pięknie odbija się od ziemi, zamiast po prostu utknąć w trawie.
Bez wątpienia, T. jest marnym testerem psich zabawek (konia z rzędem temu, kto wymyśli zabawkę, w której mój pies zakocha się na zabój!), mimo to mogę śmiało powiedzieć, że z odpowiednim nadzieniem kula świetnie sprawdzi się, jako “zabijacz czasu”, kiedy psiak musi dłużej zostać sam w domu, a także, jako pierwsza zabawka interaktywna dla psów, które dotychczas nie miały styczności z tego rodzaju gadżetami. Można użyć jej również, jako aportu na spacerze - nie tylko dobrze leży w dłoni, ale też lata lepiej i dalej, niż standardowa piłka tenisowa. Polecam wszystkim właścicielom futrzaków lubiących psie zabawki.
Wady i zalety
+ wielofunkcyjność;+ konstrukcja wewnętrzna sprawia, że niełatwo dobrać się do smakołyków;
+ dobrze się nią rzuca;
+ dobra dostępność (drogie, ale wszechobecne sklepy Kakadu);
+ cena;
- nie nadaje się do każdego rodzaju smakołyków.