***
Jak przełożyć teorię…
Część wykładowa seminarium odbywała się zarówno w sobotę, jak i w niedzielę między 9 a 13, co oznacza, że uczestnicy mieli aż osiem godzin na chłonięcie wiedzy o mądrym uprawianiu psich sportów. W sobotę Paula poruszała zagadnienia związane z typowymi urazami w poszczególnych dyscyplinach kynologicznych, rozgrzewką (warm up) oraz rozprężeniem powysiłkowym (cool down), właściwą regeneracją oraz opóźnionym zespołem bólu mięśni. Niedziela z kolei została poświęcona treningowi: siłowemu, wytrzymałościowemu, świadomości ciała, a także rozciąganiu i wreszcie ćwiczeniu umiejętności technicznych właściwych danej konkurencji.
Taka ilość wiedzy może wydawać się nieco przytłaczająca, zapewniam jednak, że Paula to doskonała prowadząca, która świetnie poradziła sobie z przekazaniem jej uczestnikom. Szczególnie doceniam to, że tak dobrze zdołała połączyć zagadnienia typowo fizjologiczne z omawianiem konkretnych przykładów ćwiczeń, czy sytuacji. Wszystko zostało wyjaśnione w przystępny sposób, tak aby osoba bez specjalistycznej wiedzy medycznej mogła z wykładów wynieść jak najwięcej. Można było posłuchać zarówno o zmianach czynnościowych zachodzących w organizmie psa podczas uprawiania wysiłku fizycznego, jak i dowiedzieć jakie konkretnie partie mięśni oraz umiejętności ćwiczą popularne psie sztuczki. Wyjątkowo podobało mi się to, że Paula zamiast podawać gotowe przepisy starała się pokazać, jak mądrze patrzeć na psiego sportowa oraz uprawianą przez niego dyscyplinę tak, aby na przykład samodzielnie ułożyć bezpieczną i skuteczną rozgrzewkę. Jedyne, czego mi zabrakło to bibliografia dla osób chętnych do poszerzenia wiedzy w domowym zaciszu.
Każdego dnia prezentacja Pauli (za przyzwoleniem i zachętą samej prowadzącej) była przerywana pytaniami uczestników. W seminarium udział brała niewielka grupa osób, więc takie rozwiązanie wyjątkowo dobrze się sprawdziło. Pytania stawiane na bieżąco nie miały szansy umknąć, a same wykłady stały się dzięki nim dalece bardziej interesujące, bo na sali znajdowali się miłośnicy rozmaitych dyscyplin: agility, dogfrisbee, obedience (w postaci mojej skromnej osoby) oraz IPO. Ogromnie podobało mi się to, że mogę rzucić okiem “od kuchni” na sporty, o których wcześniej miałam raczej blade pojęcie. Dotychczas sądziłam, że agility to zupełnie nie moja bajka, muszę jednak przyznać, że po “Psie w formie” nabrałam przekonania, że jest to trudna, lecz przy tym szalenie ciekawa dyscyplina.
...na praktykę…
Każdego dnia psy miały jedno indywidualne wejście (indywidualny trening po okiem Pauli), które trwało około kwadrans. Patrząc na harmonogram seminarium jeszcze przed jego rozpoczęciem uznałam, że to niewiele. Byłam w błędzie. Z zaskoczeniem patrzyłam na T., która po swoich krótkich treningach była naprawdę zmęczona zaprzęganiem do pracy nieużywanych wcześniej mięśni.
W sobotę zajmowałyśmy się świadomością zadu, w ramach której zdołałyśmy pod okiem Pauli liznąć targetowanie tylnymi łapami. Natomiast nasze niedzielne wejście upłynęło pod znakiem ćwiczenia równowagi w postaci wchodzenia na przedmioty oraz nauki doskonale wszystkim znanej sztuczki “wiewiór”. W pierwszym dniu T. spisywała się naprawdę dzielnie, drugiego natomiast była nieco rozkojarzona: nie do końca wiedziała, czego od niej chcę, kiedy próbowałam zachęcać ją do wchodzenia na skrzynkę - wolała przez nią przeskakiwać albo dawała dyla z placu boju by entuzjastycznie powitać innych uczestników (miziania nigdy za wiele!). Fantastycznie z kolei poradziła sobie z wiewiórem. Wprawdzie było to nasze pierwsze podejście do tego tricku, miałam jednak wrażenie, że ruda załapała o co chodzi. Co więcej, pracowała mięśniami przykręgosłupowymi, a o to mi właśnie chodziło.
To, co bardzo mnie cieszy to ocena Pauli, dotycząca figury T. Ostatnio zaczynałam poważnie zabierać się za tuczenie psa, przekonana, że jest nieco zbyt chudy, Paula jednak uspokoiła mnie, określając T. jako typowego maratończyka, który powinien raczej zbudować nieco masy mięśniowej niż obrosnąć w tłuszcz.
...i nie zwariować po drodze
Zapisując się na “Psa w formie” nie do końca wiedziałam, czego powinnam się spodziewać. Dotychczas brałam udział jedynie w krótkich warsztatach i treningach. Było to pierwsze dwudniowe seminarium, w którym miałam przyjemność uczestniczyć, z czym wiązało się sporo obaw, dotyczących przede wszystkim tego, jak z taką imprezą poradzi sobie T.
Ku mojemu zaskoczeniu, rudzielec zniósł tę przymusową edukację całkiem nieźle. Pierwszego dnia T. bardzo grzecznie wytrwała w obcej klatce przez całą część wykładową, chociaż wcześniej nigdy nie zamykałam jej na tak długo. Drugiego było gorzej, ale szybko uspokajała się, kiedy znikałam z bezpośredniej okolicy kennelu, co sprawiało, że nie mogła mnie słyszeć.
Muszę przyznać, że na tego rodzaju wydarzeniach niezmiennie bawi mnie, jak bardzo wyróżnia się T. wśród psów I. grupy FCI (a czasem, po prostu, wśród border collie). Jednocześnie zaskakuje mnie to, jak niesamowicie pozytywnie reagują na nią ludzie - ja mogę umierać z frustracji gdy mój pies nie jest w stanie się skupić i odczuwa głęboką potrzebę przywitania się z każdym człowiekiem w pomieszczeniu, ale dla innych jej entuzjazm i radość są wręcz niewyobrażalnie urocze.
***
“Pies w formie” to świetne seminarium dla osób, które są na początku swojej sportowej drogi. Nie tylko otwiera oczy na wiele spraw, o których normalnie się nie myśli, ale przede wszystkim uczy mądrego treningu i zwraca uwagę na prewencję urazów - to niezmiernie cenne!
Informacje praktyczne
Organizator: Merdu-Merdu
Prowadzący: Paula Gumińska, wspierana przez Wenę
Koszt: 300 zł (uczestnik + pies)
Miejsce: Sępia 22, Warszawa