O tym, czym dokładnie jest cieczka z punktu widzenia psiej fizjologii oraz jakie są jej objawy napisano w Internecie całe tomy. Odnoszę jednak wrażenie, że jednocześnie niewiele można znaleźć porad, dotyczących tego, jak w miarę bezboleśnie przetrwać ten okres. A zaprawdę, powiadam Wam, nie zna życia ten, kto nie musiał zapewnić ruchu i zajęcia podczas cieczki suce, którą na co dzień po prostu rozpiera energia!
Na początek należy jasno uświadomić sobie, że wraz z cieczką w życiu opiekuna psiej damy pojawiają się dwa zasadnicze problemy. Pierwszym jest kwestia utrzymania względnej czystości w mieszkaniu, drugim natomiast - spacery. W przypadku porządku sprawa jest prosta. Są dwa podstawowe rozwiązania, zależne od upodobań estetycznych domowników oraz ilości wolnego czasu, jakim dysponują. Ci, którym nie przeszkadza, gdy tymczasowo prezencja psa leci na łeb, na szyję mogą wykorzystać stylowe psie majty. Z kolei wielbiciele aktywności fizycznej w domowym zaciszu chętniej postawią na codzienne bieganie za pupilem z mopem i ścierką. Co kto lubi.
Spacery natomiast stanowią problem znacznie bardziej złożony. Spacer jest dla psa najważniejszym punktem codziennej rutyny. To nie tylko możliwość załatwienia podstawowych potrzeb fizjologicznych w stosownym miejscu, ale przede wszystkim okazja do rozprostowania łap po całym dniu wypełnionym obowiązkowym jedzeniem i spaniem oraz wywąchania, co słychać u osiedlowych kumpli. Jako że cieczka trwa nawet kilka tygodni, trzeba zadbać o to, by zachowane zostały wszystkie funkcje spacerów - zarówno te fizjologiczne, jak i rekreacyjno-towarzyskie. Jednocześnie, wyjścia z domu należy organizować tak, aby nie przyciągać tabunów napalonych adoratorów i ostatecznie nie skończyć z nieplanowanym miotem szczeniąt o niewiadomym pochodzeniu. Warto przy tym podkreślić, że często spotkanie suki w cieczce z niewykastrowanym psem kończy się podnoszącą ciśnienie wymianą zdań pomiędzy właścicielami zwierząt, bo opiekun suki uważa, że pańcio niedoszłego reproduktora powinien lepiej kontrolować zachowanie swojego pupila i vice versa. Znaczy się, nie jest lekko.
Zacznijmy od ludzkiej strony problemu, a więc odpowiedzialności. Uważam, że każdy przewodnik jest zobowiązany na spacerze kontrolować poczynania swojego pupila (bez względu na jego płeć). Jednocześnie, właściciel suki w cieczce powinien tę kontrolę wzmóc w dwójnasób i nie liczyć w kwestii na wsparcie ze strony innych psiarzy po prostu dla swojego własnego dobra. O nieplanowane krycie naprawdę bardzo łatwo. Wystarczy chwila nieuwagi. Oczywiście, aby miało miejsce potrzebne są dwa psy, jednak na koniec dnia to właściciel suki zostaje sam z problemem. I to niekoniecznie jednym. Może się przecież okazać, że to dwanaście lub więcej małych, słodkich problemów. Z tego powodu uważam, że przewodnik suki w cieczce powinien przy pilnowaniu jej na spacerach liczyć wyłącznie na siebie - tak samo, jak wyłącznie na siebie będzie mógł liczyć odchowując nieplanowany miot.
W obliczu cieczki niewątpliwą zaletą suk setera irlandzkiego jest fakt, że w przypadku tej rasy ruja przebiega w trybie ninja. Poważnie. T. podczas pierwszej, trwającej niemal siedem tygodni (!) cieczki udowodniła, że można codzienne spacery odbywać bez wianuszka natrętnych adoratorów towarzyszących suce i jej przewodnikowi krok za krokiem. Nie znaczy to jednak, że niewykastrowany pies stojąc w niewielkiej odległości od suczki nie wyczuje rui. Oznacza to tylko tyle (i aż tyle), że do suki setera irlandzkiego nie będą zlatywały się wszystkie psy, jakie zamieszkują te same tereny w promieniu pięciu kilometrów. Czy w takim razie można pozwolić sobie na spacery bez smyczy? Moim zdaniem - nie. Po pierwsze, uważam, że niewiele jest suk, u których posłuszeństwo wobec właściciela wygrywa z instynktem reprodukcyjnym. Wprawdzie w ciągu całej rui jest raptem kilka płodnych dni, ale to wcale nie oznacza, że wcześniej lub później panna na wydaniu nie dojdzie do wniosku, iż pora poszukać chętnego kawalera na własną łapę. Po drugie, seter podczas spaceru bez smyczy dość daleko odbiega od przewodnika, co znacznie utrudnia sprawowanie nad nim bezpośredniej kontroli. Nie o posłuszeństwo psa (lub jego brak) tutaj chodzi, ale po prostu o to, że w razie ataku natrętnego adoratora nim właściciel suki zdąży interweniować będzie po wszystkim.
Jak w takim razie zadbać o aktywność suki w trakcie cieczki? Przede wszystkim, warto rozejrzeć się w okolicy za ogrodzonym terenem, na którym można bezpiecznie zwolnić psa ze smyczy i pozwolić mu trochę pobiegać, pod warunkiem, że akurat nie ma tam innych czworonogów. W przypadku T. taką rolę ostatniej deski ratunku pełnił
wybieg dla psów przy Ogrodzie Krasińskich. Teren ów jest jednak niezwykle popularny wśród okolicznych psiarzy, stąd też trudno było trafić na taki moment, żeby ruda miała go tylko dla siebie. W trakcie cieczki T. odwiedzała wybieg najwcześniej po północy. Przy czym była z niego zabierana natychmiast, gdy na horyzoncie pojawiał się czworonóg, pragnący skorzystać z oferowanych przez ten teren dobrodziejstw, bowiem zgodnie z regulaminem obiektu suki w trakcie rui nie powinny na nim przebywać.
Świetnie sprawdzają się również długie spacery na smyczy po mieście oraz wspólne wizyty w kawiarniach. Tłok, dziwne zapachy i dźwięki składają się na mnogość wrażeń, która potrafi zmęczyć nawet najtwardszego zawodnika. Jeżeli dodatkowo podczas takiego spaceru przewodnik wymaga od suki koncentracji oraz wykonywania prostych komend w pakiecie otrzymujemy wspaniały, a przy tym bardzo wymagający trening w rozproszeniach. Dobrze jest przy tym mieć na względzie to, że suka może mieć w tym okresie problemy z wykrzesaniem z siebie dawki intelektualnego potencjału wystarczającej, aby podobny trening był dla obu strony smyczy przyjemnością.
Dobrze działa także - i to zarówno na psa, jak i jego przewodnika - wspólne bieganie. Dzięki temu, że sukę “łączy” z właścicielem lina z amortyzatorem można łatwo zapobiec ewentualnemu nagłemu wybuchowi miłości. Jednocześnie, bieganiem można zapewnić psu regularną, dynamiczną aktywność i przy okazji nieco podreperować kondycję - odpowiednio wysoki poziom zaangażowania dwunoga i relatywnie długa ruja powinny zsumować się co najmniej w półmaraton.
Wszystko to jednak w obliczu seterowej potrzeby ruchu jest kroplą w morzu potrzeb i niewiele daje nawet w połączeniu z intensywnymi ćwiczeniami w domowym zaciszu. Prędzej czy później (nie ma co ukrywać - raczej prędzej) suka zaczyna nie tylko chodzić po ścianach, ale i tęsknym wzrokiem spoglądać w stronę sufitu, po którym również można by pobiegać.
Nagle futro, które do sikania podnosi łapę wydaje się niezwykle kuszącą opcją. Przynajmniej do czasu kiedy - wyczuwszy sukę w cieczce - nie da w długą, ignorując wyćwiczone na 100% przywołanie.